czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział trzeci... #2



Jak zapowiadałem, kolejne fragmenty rozdziału trzeciego. Sytuacja Setki się nieco uspokoiła, ale czy na pewno? Przekonajcie się sami :) 
Zapraszam do czytania i komentowani (:

Aha, następne fragmenty nie wcześniej jak w następnym tygodniu. Bądźcie cierpliwi, bo naprawdę jest na co czekać.




James kopał ostatni dół na zwłoki. Wybrał miejsce położone na wschód i oddalone od muru o 500 metrów. Praktycznie co chwilę spoglądał na martwych kolegów i czuł, jak jego złość wzrasta. Dlatego ciągle kopał i nie chciał się z nikim zmieniać. Postanowił w jakiś sensowny sposób wyładować swoje negatywne emocje.
Ciała leżały kilka metrów od pierwszego grobu, wszystkie przykryte znalezioną na statku płachtą. Reszta więźniów kończyła budowę muru i starała się rozpalić ognisko. Zwierzyny zdobytej przez grupę Katheriny na pewno nie mogło starczyć dla wszystkich, ale Rebekha i Remy postarały się rozdzielić rację w odpowiedni sposób. Dodały również porcję jarzyn, aby nikt nie musiał dzisiaj iść spać z pustym żołądkiem. Nikt nie martwił się na razie o jutrzejszy dzień. Cieszyli się, że wciąż żyją.
Ender podszedł do Jamesa, zatrzymując się na chwilę przy Katherinie, która z przekrwionymi i spuchniętymi od płaczu oczyma siedziała, skulona, przy murze i patrzyła w stronę grobów.
- Wszystko w porz...
- Tak, odejdź. - rzuciła, nie dając mu dokończyć. - Chcę być sama.
Crouch nie protestował, tylko ruszył w stronę Shannona. Ciemny rękaw nocy opanowywał powoli horyzont, a ostatnie promienie słońca malowały niebo na czerwono. Ender spojrzał na ciała, a po chwili na Jamesa. Jego złość wręcz promieniowała, co dało się czuć w powietrzu.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał chłopak. Shannon wyrzucił kolejną łopatę ziemi i popatrzył z gniewem na Croucha. Ten cofnął się o krok. - To może chociaż zrób sobie przerwę. Powoli zapada zmrok, więc...
- Więc chcę to skończyć teraz! - warknął. - Daj mi spokój!
- Padniesz ze zmęczenia. - nie dawał za wygraną. - Napij się wody, a ja machnę tą łopatą parę razy.
Wzrok Jamesa złagodniał. Wbił łopatę obok dołu, a sam z niego wyskoczył. Sięgnął po małą butelkę wody, którą jakiś czas temu przyniosła mu Ruby. Usiadł na kupie ziemi i zaczął ocierać twarz koszulką, którą miał przewiązaną na głowie. Ender wskoczył do dołu i kontynuował zaczętą przez Shannona pracę.
- Jak ona się trzyma? - James spytał Croucha, spoglądając na Katherinę przy murze. Wziął łyk wody.
- Myślę, że miała lepsze chwile. - odpowiedział mu, nie przestając kopać.
- Crux to skurwiel. - rzucił James. Ender nie odpowiadał. - Powinienem był go zabić wtedy na statku.
- Słuchaj. - przerwał mu. - Też jest mi jej szkoda, ale bez niego nie mielibyśmy tej wody, którą teraz pijesz.
- Jakoś dalibyśmy sobie radę. - warknął Shannon.
- Widziałeś, co zrobił z Anthonym. Chcesz skończyć jak on?!
Zaczęli mierzyć się wzrokiem, jednak to James ustąpił. Jego emocje powoli zaczęły opadać, tak samo jak siły. Wiedział, że zabicie Cruxa nie wchodzi w grę. Nie po tym, co widzieli...
- Myślisz, że Alex wyzdrowieje? - zmienił szybko temat. Ender znów zaczął kopać.
- Miejmy nadzieję... To w końcu krew samego sierżanta Cruxa, co nie? - rzucił żartobliwie chłopak. Zaśmiali się, ale tylko na chwilę. Przypomnieli sobie, w jakiej sytuacji się znajdują... I że już pierwszego dnia nie są w komplecie.
- Długo wam to jeszcze zajmie? - usłyszeli za sobą głos Remy, która zmierzała w ich kierunku. Na niej najbardziej było widać piętno tego dnia. Głównie po zmęczeniu na twarzy i ilości krwi na ubraniu. - Kolacja gotowa. - Vermillian spojrzała na ciała, ale zaraz odwróciła wzrok.
- Tylko ich zasypiemy. - odparł James. - Nie czekajcie na nas.
Remy kiwnęła głową. Wolnym krokiem ruszyła w stronę statku.
- Jak Katherina? - spytał Ender, wychodząc z dołu.
- Da sobie radę... - Vermillian zawiesiła na chwilę głos, odwracając się w ich kierunku. - O ile przetrwa tę noc.

5.

Crux siedział w półmroku magazynu na podłodze, oparty plecami o swoją skrzynię, z jedną nogą wyprostowaną, a drugą zgiętą w kolanie. Lewą rękę opierał o pokład, a prawą, w której między palcami przekładał sobie półcalowy nabój, o zgiętą nogę.
Spędził tu kilka godzin, tracąc kompletnie rachubę czasu... Oraz pojęcie, co dzieje się na górze. Osiągnął swój cel. W końcu był sam... Sam ze swoją przeszłością. Wspomnieniami. Żalem... I bólem.
„Nic by z tego nie wyszło...” - pomyślał, kiedy przez głowę przeleciała mu wizja Katheriny i lądowania. Obwinianie go o śmierć ostatniego z członków rodziny, jedynego brata... Było mu to na rękę. Ludzie miewali o nim gorsze zdanie, a i tak tylko on wiedział jaka jest prawda. Tak samo było z egzekucją Thomasa Wintera. Tym razem jednak wiedział, że prawda i tak wyjdzie na jaw.
Nabój wyleciał mu z ręki i upadł na ziemię ze szczękiem.
„Pieprzyć to” - pomyślał, sięgając po „zabawkę”. Lecz gdy tylko jej dotknął, obok jego dłoni pojawiła się czyjaś noga. Podnosząc wzrok, znów zobaczył dziewczynę ze zdjęcia, tym razem ubraną w czarne szorty i szarą bluzkę na ramiączkach. Uśmiechała się do niego, a jego mina również zamieniła się mimowolnie w uśmiech.
- Jesteś niczym, tylko prochem... - rzucił, patrząc jej w oczy. - Pozostałym ze wszystkiego, co niegdyś znałem...
- Znowu ta głupia piosenka? - odparła dziewczyna, siadając obok niego ze skrzyżowanymi nogami. - Nie znudziła ci się?
- Jest zbyt odpowiednia na tą chwilę. - odpowiedział, podnosząc nabój. - Tak ciężko było odejść?
- Będziesz dalej cytował jej pojedyncze fragmenty? Jesteś monotematyczny... - kobieta usiadła do niego bokiem i oparła się o skrzynię. Wciąż patrzyła na jego twarz, jednak Crux spoglądał przed siebie. - Więc co teraz będzie? Masz nową miłość i w ogóle...
- Dlaczego nie dasz mi spokoju? - spytał, przerzucając na nią swój wzrok. - Marie, powiedz, dlaczego wciąż tu jesteś? - dziewczyna się zaśmiała, po czym spojrzała mu głęboko w oczy.
- Jestem przecież halucynacją. - odpowiedziała, opierając głowę na jego ramieniu i obejmując przedramię. - Jestem tu, bo tego chcesz. Mówię ci to, co chcesz usłyszeć... - Crux znowu na nią spojrzał... Wyglądała jak żywa. Zupełnie jak przed tym wszystkim, co mu się przytrafiło. - Jestem niczym więcej, niż tylko wspomnieniem.
- Płonącym z prawdą. - dokończył po niej. Dziewczyna oparła brodę o jego ramię, spoglądając na jego twarz. Znowu z uśmiechem. Crux odwrócił głowę i zaczął nucić pod nosem tekst piosenki o której mówili...

You are innocence at it's best
I do not deserve what you offer

I left you behind with nothing, no one
I left myself with these wounds, this pain „


-
Będziesz ją teraz śpiewał? - spytała z wyrzutem dziewczyna. - Nie mógłbyś choć raz być taki, jak przedtem?
- To podobne do ciebie zachowanie, więc nie jestem pewny co do tej halucynacji.. - odpowiedział Crux, przyklękając na kolano i odwracając do skrzyni, którą otworzył guzikiem. Znowu się uśmiechnął, spoglądając do środka na dolną półkę.
- Nie mów, że tutaj też ją masz... - rzuciła dziewczyna, również zerkając do środka. - Więc jestem na przegranej pozycji. Cholerna Kate..

6.

Pierwszej nocy towarzyszyło im bezchmurne niebo. Księżyc świecił w pełni, a wszystkie gwiazdy były idealnie widoczne. To była ciepła noc, więc większość więźniów została na zewnątrz, a tylko nieliczni zdecydowali się spać na statku.
Na środku placu rozpalili wielkie ognisko, na którym piekły się zdobyte przez grupę Katheriny wiewiórki. Nad przygotowaniem posiłku czuwała Grace, która również starannie rozdzielała porcje jarzyn. We wszystkim pomagała jej Luna.
Więźniowie siedzieli podzieleni na grupy. Rozmawiali, opowiadali historie, żartowali i śmiali się, jakby wszystko, co się dzisiaj wydarzyło, nie miało najmniejszego znaczenia.
Ruby i Rebekha siedziały obok siebie na rampie statku. Razem, ale osobno. W całkowitym milczeniu wpatrywały się w mrok rozciągający się za otaczającym ich „fort” murem. Vinley rozmyślała o przeszłości i chorej matce. O tym jak i dlaczego dała się niesłusznie oskarżyć... Rebekha z kolei zastanawiała się, jak sobie radzi jej matka.
Na statku, Vermillian sprawdzała Anthony'ego i Audrey, którzy dalej się nie obudzili. Poczuła bezsilność. Jak podczas „incydentu 32” który wprowadzał ją w paskudny nastrój. Na samą myśl o tym przeszły ją ciarki. Trzydziestka dwójka, to jedyny temat, na który nie chciała rozmawiać Remy. Wszyscy byli ciekawi, ale nie na tyle, żeby narazić się jedynej osobie z tak szeroką wiedzą medyczną.
Vermillian ruszyła w stronę Rozy, która od czasu powrotu znad strumienia czuwała nad Alex. Remy spotkała ją siedzącą obok rannej, z głową ułożoną na jej zdrowym ramieniu i trzymającą jej dłoń w swojej. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła.
- Jak się czujesz? - spytała Vermillian, siadając na piętach przed nimi.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz. - odparła ciepło Roza, nawet na nią nie spoglądając. Remy sprawdziła puls Alex. - Powiedz mi, dlaczego nasz kontakt się urwał? Kiedyś byłyśmy przyjaciółkami.
- Wiem. - odpowiedziała jej. - Ale tak samo ty wiesz, że od piętnastego roku życia brałam udział w badaniach i testach z najważniejszymi lekarzami i naukowcami na Arce.
- No tak. - rzuciła Snowyowl, prostując się. - Z naszej dwójki to ty byłaś tą inteligentną... - zawiesiła na chwilę głos.
- A ty tą silną. - odparła Remy puszczając do niej oczko. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. - Jak jej rana?
- Nie krwawi, więc chyba dobrze. - Vermillian pokiwała potakująco głową. - Crux nie wychodził od czasu naszego powrotu. Myślisz, że nic mu nie jest?
- Nie wiem. - dziewczyna wyprostowała się i usiadła na podłodze, wyciągając nogi. - Jego krew działa, tak jak mówił. Nie wiem, kim jest i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Naprawdę nam dziś pomógł, chociaż sam nie wyszedł z tego bez szwanku. - Roza zmierzyła ją wzrokiem. - No wiesz, ten postrzał od Grace i w ogóle.
- Nad strumieniem... - wtrąciła dziewczyna, lekko zawieszając głos. - Myślałam, że zginął, a my jesteśmy następne. - Remy skrzyżowała nogi i zaczęła jej słuchać uważnie. - Kiedy zszedł po kanistry z wodą, nagle zza kamieni wyłonił się ten sam tubylec, który zaatakował nas wcześniej. Swoim mieczem rozpłatał mu brzuch.
- To wyjaśnia koszulkę. - przerwała jej Vermillian.
- Jednak kiedy był praktycznie przy nas... Crux znowu nam pomógł! - krzyknęła z entuzjazmem. - Pojawił się znikąd i skręcił mu kark! Naprawdę nic o nim nie wiesz? W końcu wspominał coś o eksperymentach...
- Nie miałam dostępu do tak szerokiej bazy danych. - odparła Remy. - Więc nawet jeśli coś tam było, to nie mogę wam pomóc.
Roza spuściła głowę, a Vermillian skierowała wzrok na plac przed statkiem. Zauważyła, jak przez bramę wchodzi Ender z Jamesem, a zaraz za nimi, niczym cień, Katherina. Dziewczyna miała ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i wbity w ziemię wzrok.
- Przynieść ci jedzeniem, czy Snowyowl jest na to zbyt kozacka? - wstając, rzuciła cynicznie Remy.
Roza jej nie odpowiedziała, tylko podniosła się z ziemi i sprzedała jej kuksańca w ramię. Dziewczyny znów się uśmiechnęły do siebie i ruszyły w stronę ogniska, przy którym Grace i Luna wydawały porcje. Nie były one zbyt duże, ale wystarczające aby nie iść spać z pustym żołądkiem.
- Jest pewna sprawa... - rzekła Grace, gdy tylko Ender, James i dziewczyny zebrali się przy ogniu. - Crux też zasługuje na posiłek. Pomógł nam z wodą i Alex.
- Prawie zabił Anthony'ego. - rzucił Crouch.
- No i Audrey. - dodał Shannon
- Niech zdycha z głodu... - syknęła Katherina, która podniosła głowę, a jej wzrok wydawał się dla wszystkich... pusty.
- Chcę wam przypomnieć, że Anthony to mój najlepszy przyjaciel i to JA postrzeliłam Cruxa! - warknęła Collin. - Więc znam tą historię. Uratował też mnie i Rozę nad strumieniem, więc to nie podlega dyskusji. - jej wzrok skierował się na Vermillian i Snowyowl, które tylko kiwały potakująco głowami. - Sierżant dostanie jedzenie, czy to się wam podoba, czy nie. Sprawą jest to, kto mu je zaniesie?
Zapadła cisza. Gdyby sprawa z zabójstwem Thomasa Wintera nie wyszła na jaw, nie byłoby tego pytania. Tym razem, na kogo by nie padł wzrok Grace, wszyscy spuszczali głowy. Wszyscy oprócz Remy i Rozy, ale Collin nie brała ich nawet pod uwagę. Zwłaszcza po tym wszystkim co zrobiły dla rannych.
- Ja pójdę. - szepnęła milcząca do tej pory Luna. - Jak widać uczucie zgasło, a faceci tutaj nie mają jaj. - dorzuciła po chwili.

James próbował ją zatrzymać, ale powstrzymał go Ender. Katherina patrzyła na nią gniewnie. Luna to zignorowała i zawinęła w kurtkę dwie przygotowane przez Grace porcje jedzenia, po czym ruszyła szybkim krokiem na statek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz