Jak zapowiadałem, kolejne fragmenty rozdziału trzeciego. Sytuacja Setki się nieco uspokoiła, ale czy na pewno? Przekonajcie się sami :)
Zapraszam do czytania i komentowani (:
Aha, następne fragmenty nie wcześniej jak w następnym tygodniu. Bądźcie cierpliwi, bo naprawdę jest na co czekać.
James kopał ostatni dół na zwłoki.
Wybrał miejsce położone na wschód i oddalone od muru o 500
metrów. Praktycznie co chwilę spoglądał na martwych kolegów i
czuł, jak jego złość wzrasta. Dlatego ciągle kopał i nie chciał
się z nikim zmieniać. Postanowił w jakiś sensowny sposób
wyładować swoje negatywne emocje.
Ciała leżały kilka metrów od
pierwszego grobu, wszystkie przykryte znalezioną na statku płachtą.
Reszta więźniów kończyła budowę muru i starała się rozpalić
ognisko. Zwierzyny zdobytej przez grupę Katheriny na pewno nie mogło
starczyć dla wszystkich, ale Rebekha i Remy postarały się
rozdzielić rację w odpowiedni sposób. Dodały również porcję
jarzyn, aby nikt nie musiał dzisiaj iść spać z pustym żołądkiem.
Nikt nie martwił się na razie o jutrzejszy dzień. Cieszyli się,
że wciąż żyją.
Ender podszedł do Jamesa, zatrzymując
się na chwilę przy Katherinie, która z przekrwionymi i
spuchniętymi od płaczu oczyma siedziała, skulona, przy murze i
patrzyła w stronę grobów.
- Wszystko w porz...
- Tak, odejdź. - rzuciła, nie dając mu dokończyć. - Chcę być sama.
- Wszystko w porz...
- Tak, odejdź. - rzuciła, nie dając mu dokończyć. - Chcę być sama.
Crouch nie protestował, tylko ruszył
w stronę Shannona. Ciemny rękaw nocy opanowywał powoli horyzont, a
ostatnie promienie słońca malowały niebo na czerwono. Ender
spojrzał na ciała, a po chwili na Jamesa. Jego złość wręcz
promieniowała, co dało się czuć w powietrzu.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał chłopak. Shannon wyrzucił kolejną łopatę ziemi i popatrzył z gniewem na Croucha. Ten cofnął się o krok. - To może chociaż zrób sobie przerwę. Powoli zapada zmrok, więc...
- Więc chcę to skończyć teraz! - warknął. - Daj mi spokój!
- Padniesz ze zmęczenia. - nie dawał za wygraną. - Napij się wody, a ja machnę tą łopatą parę razy.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał chłopak. Shannon wyrzucił kolejną łopatę ziemi i popatrzył z gniewem na Croucha. Ten cofnął się o krok. - To może chociaż zrób sobie przerwę. Powoli zapada zmrok, więc...
- Więc chcę to skończyć teraz! - warknął. - Daj mi spokój!
- Padniesz ze zmęczenia. - nie dawał za wygraną. - Napij się wody, a ja machnę tą łopatą parę razy.
Wzrok Jamesa złagodniał. Wbił łopatę
obok dołu, a sam z niego wyskoczył. Sięgnął po małą butelkę
wody, którą jakiś czas temu przyniosła mu Ruby. Usiadł na kupie
ziemi i zaczął ocierać twarz koszulką, którą miał przewiązaną
na głowie. Ender wskoczył do dołu i kontynuował zaczętą przez
Shannona pracę.
- Jak ona się trzyma? - James spytał Croucha, spoglądając na Katherinę przy murze. Wziął łyk wody.
- Myślę, że miała lepsze chwile. - odpowiedział mu, nie przestając kopać.
- Crux to skurwiel. - rzucił James. Ender nie odpowiadał. - Powinienem był go zabić wtedy na statku.
- Słuchaj. - przerwał mu. - Też jest mi jej szkoda, ale bez niego nie mielibyśmy tej wody, którą teraz pijesz.
- Jakoś dalibyśmy sobie radę. - warknął Shannon.
- Widziałeś, co zrobił z Anthonym. Chcesz skończyć jak on?!
- Jak ona się trzyma? - James spytał Croucha, spoglądając na Katherinę przy murze. Wziął łyk wody.
- Myślę, że miała lepsze chwile. - odpowiedział mu, nie przestając kopać.
- Crux to skurwiel. - rzucił James. Ender nie odpowiadał. - Powinienem był go zabić wtedy na statku.
- Słuchaj. - przerwał mu. - Też jest mi jej szkoda, ale bez niego nie mielibyśmy tej wody, którą teraz pijesz.
- Jakoś dalibyśmy sobie radę. - warknął Shannon.
- Widziałeś, co zrobił z Anthonym. Chcesz skończyć jak on?!
Zaczęli mierzyć się wzrokiem, jednak
to James ustąpił. Jego emocje powoli zaczęły opadać, tak samo
jak siły. Wiedział, że zabicie Cruxa nie wchodzi w grę. Nie po
tym, co widzieli...
- Myślisz, że Alex wyzdrowieje? - zmienił szybko temat. Ender znów zaczął kopać.
- Miejmy nadzieję... To w końcu krew samego sierżanta Cruxa, co nie? - rzucił żartobliwie chłopak. Zaśmiali się, ale tylko na chwilę. Przypomnieli sobie, w jakiej sytuacji się znajdują... I że już pierwszego dnia nie są w komplecie.
- Długo wam to jeszcze zajmie? - usłyszeli za sobą głos Remy, która zmierzała w ich kierunku. Na niej najbardziej było widać piętno tego dnia. Głównie po zmęczeniu na twarzy i ilości krwi na ubraniu. - Kolacja gotowa. - Vermillian spojrzała na ciała, ale zaraz odwróciła wzrok.
- Tylko ich zasypiemy. - odparł James. - Nie czekajcie na nas.
- Myślisz, że Alex wyzdrowieje? - zmienił szybko temat. Ender znów zaczął kopać.
- Miejmy nadzieję... To w końcu krew samego sierżanta Cruxa, co nie? - rzucił żartobliwie chłopak. Zaśmiali się, ale tylko na chwilę. Przypomnieli sobie, w jakiej sytuacji się znajdują... I że już pierwszego dnia nie są w komplecie.
- Długo wam to jeszcze zajmie? - usłyszeli za sobą głos Remy, która zmierzała w ich kierunku. Na niej najbardziej było widać piętno tego dnia. Głównie po zmęczeniu na twarzy i ilości krwi na ubraniu. - Kolacja gotowa. - Vermillian spojrzała na ciała, ale zaraz odwróciła wzrok.
- Tylko ich zasypiemy. - odparł James. - Nie czekajcie na nas.
Remy kiwnęła głową. Wolnym krokiem
ruszyła w stronę statku.
- Jak Katherina? - spytał Ender, wychodząc z dołu.
- Da sobie radę... - Vermillian zawiesiła na chwilę głos, odwracając się w ich kierunku. - O ile przetrwa tę noc.
- Jak Katherina? - spytał Ender, wychodząc z dołu.
- Da sobie radę... - Vermillian zawiesiła na chwilę głos, odwracając się w ich kierunku. - O ile przetrwa tę noc.
5.
Crux siedział w półmroku magazynu na
podłodze, oparty plecami o swoją skrzynię, z jedną nogą
wyprostowaną, a drugą zgiętą w kolanie. Lewą rękę opierał o
pokład, a prawą, w której między palcami przekładał sobie
półcalowy nabój, o zgiętą nogę.
Spędził tu kilka godzin, tracąc
kompletnie rachubę czasu... Oraz pojęcie, co dzieje się na górze.
Osiągnął swój cel. W końcu był sam... Sam ze swoją
przeszłością. Wspomnieniami. Żalem... I bólem.
„Nic by z tego nie wyszło...” -
pomyślał, kiedy przez głowę przeleciała mu wizja Katheriny i
lądowania. Obwinianie go o śmierć ostatniego z członków rodziny,
jedynego brata... Było mu to na rękę. Ludzie miewali o nim gorsze
zdanie, a i tak tylko on wiedział jaka jest prawda. Tak samo było z
egzekucją Thomasa Wintera. Tym razem jednak wiedział, że prawda i
tak wyjdzie na jaw.
Nabój wyleciał mu z ręki i upadł na
ziemię ze szczękiem.
„Pieprzyć to” - pomyślał,
sięgając po „zabawkę”. Lecz gdy tylko jej dotknął, obok jego
dłoni pojawiła się czyjaś noga. Podnosząc wzrok, znów zobaczył
dziewczynę ze zdjęcia, tym razem ubraną w czarne szorty i szarą
bluzkę na ramiączkach. Uśmiechała się do niego, a jego mina
również zamieniła się mimowolnie w uśmiech.
- Jesteś niczym, tylko prochem... - rzucił, patrząc jej w oczy. - Pozostałym ze wszystkiego, co niegdyś znałem...
- Znowu ta głupia piosenka? - odparła dziewczyna, siadając obok niego ze skrzyżowanymi nogami. - Nie znudziła ci się?
- Jest zbyt odpowiednia na tą chwilę. - odpowiedział, podnosząc nabój. - Tak ciężko było odejść?
- Będziesz dalej cytował jej pojedyncze fragmenty? Jesteś monotematyczny... - kobieta usiadła do niego bokiem i oparła się o skrzynię. Wciąż patrzyła na jego twarz, jednak Crux spoglądał przed siebie. - Więc co teraz będzie? Masz nową miłość i w ogóle...
- Dlaczego nie dasz mi spokoju? - spytał, przerzucając na nią swój wzrok. - Marie, powiedz, dlaczego wciąż tu jesteś? - dziewczyna się zaśmiała, po czym spojrzała mu głęboko w oczy.
- Jestem przecież halucynacją. - odpowiedziała, opierając głowę na jego ramieniu i obejmując przedramię. - Jestem tu, bo tego chcesz. Mówię ci to, co chcesz usłyszeć... - Crux znowu na nią spojrzał... Wyglądała jak żywa. Zupełnie jak przed tym wszystkim, co mu się przytrafiło. - Jestem niczym więcej, niż tylko wspomnieniem.
- Płonącym z prawdą. - dokończył po niej. Dziewczyna oparła brodę o jego ramię, spoglądając na jego twarz. Znowu z uśmiechem. Crux odwrócił głowę i zaczął nucić pod nosem tekst piosenki o której mówili...
- Jesteś niczym, tylko prochem... - rzucił, patrząc jej w oczy. - Pozostałym ze wszystkiego, co niegdyś znałem...
- Znowu ta głupia piosenka? - odparła dziewczyna, siadając obok niego ze skrzyżowanymi nogami. - Nie znudziła ci się?
- Jest zbyt odpowiednia na tą chwilę. - odpowiedział, podnosząc nabój. - Tak ciężko było odejść?
- Będziesz dalej cytował jej pojedyncze fragmenty? Jesteś monotematyczny... - kobieta usiadła do niego bokiem i oparła się o skrzynię. Wciąż patrzyła na jego twarz, jednak Crux spoglądał przed siebie. - Więc co teraz będzie? Masz nową miłość i w ogóle...
- Dlaczego nie dasz mi spokoju? - spytał, przerzucając na nią swój wzrok. - Marie, powiedz, dlaczego wciąż tu jesteś? - dziewczyna się zaśmiała, po czym spojrzała mu głęboko w oczy.
- Jestem przecież halucynacją. - odpowiedziała, opierając głowę na jego ramieniu i obejmując przedramię. - Jestem tu, bo tego chcesz. Mówię ci to, co chcesz usłyszeć... - Crux znowu na nią spojrzał... Wyglądała jak żywa. Zupełnie jak przed tym wszystkim, co mu się przytrafiło. - Jestem niczym więcej, niż tylko wspomnieniem.
- Płonącym z prawdą. - dokończył po niej. Dziewczyna oparła brodę o jego ramię, spoglądając na jego twarz. Znowu z uśmiechem. Crux odwrócił głowę i zaczął nucić pod nosem tekst piosenki o której mówili...
„You
are innocence at it's best
I do not deserve what you offer
I left you behind with nothing, no one
I left myself with these wounds, this pain „
- Będziesz ją teraz śpiewał? - spytała z wyrzutem dziewczyna. - Nie mógłbyś choć raz być taki, jak przedtem?
- To podobne do ciebie zachowanie, więc nie jestem pewny co do tej halucynacji.. - odpowiedział Crux, przyklękając na kolano i odwracając do skrzyni, którą otworzył guzikiem. Znowu się uśmiechnął, spoglądając do środka na dolną półkę.
- Nie mów, że tutaj też ją masz... - rzuciła dziewczyna, również zerkając do środka. - Więc jestem na przegranej pozycji. Cholerna Kate..
I do not deserve what you offer
I left you behind with nothing, no one
I left myself with these wounds, this pain „
- Będziesz ją teraz śpiewał? - spytała z wyrzutem dziewczyna. - Nie mógłbyś choć raz być taki, jak przedtem?
- To podobne do ciebie zachowanie, więc nie jestem pewny co do tej halucynacji.. - odpowiedział Crux, przyklękając na kolano i odwracając do skrzyni, którą otworzył guzikiem. Znowu się uśmiechnął, spoglądając do środka na dolną półkę.
- Nie mów, że tutaj też ją masz... - rzuciła dziewczyna, również zerkając do środka. - Więc jestem na przegranej pozycji. Cholerna Kate..
6.
Pierwszej nocy
towarzyszyło im bezchmurne niebo. Księżyc świecił w pełni, a
wszystkie gwiazdy były idealnie widoczne. To była ciepła noc, więc
większość więźniów została na zewnątrz, a tylko nieliczni
zdecydowali się spać na statku.
Na środku placu
rozpalili wielkie ognisko, na którym piekły się zdobyte przez
grupę Katheriny wiewiórki. Nad przygotowaniem posiłku czuwała
Grace, która również starannie rozdzielała porcje jarzyn. We
wszystkim pomagała jej Luna.
Więźniowie
siedzieli podzieleni na grupy. Rozmawiali, opowiadali historie,
żartowali i śmiali się, jakby wszystko, co się dzisiaj wydarzyło,
nie miało najmniejszego znaczenia.
Ruby i Rebekha
siedziały obok siebie na rampie statku. Razem, ale osobno. W
całkowitym milczeniu wpatrywały się w mrok rozciągający się za
otaczającym ich „fort” murem. Vinley rozmyślała o przeszłości
i chorej matce. O tym jak i dlaczego dała się niesłusznie
oskarżyć... Rebekha z kolei zastanawiała się, jak sobie radzi jej
matka.
Na statku,
Vermillian sprawdzała Anthony'ego i Audrey, którzy dalej się nie
obudzili. Poczuła bezsilność. Jak podczas „incydentu 32” który
wprowadzał ją w paskudny nastrój. Na samą myśl o tym przeszły
ją ciarki. Trzydziestka dwójka, to jedyny temat, na który nie
chciała rozmawiać Remy. Wszyscy byli ciekawi, ale nie na tyle, żeby
narazić się jedynej osobie z tak szeroką wiedzą medyczną.
Vermillian
ruszyła w stronę Rozy, która od czasu powrotu znad strumienia
czuwała nad Alex. Remy spotkała ją siedzącą obok rannej, z głową
ułożoną na jej zdrowym ramieniu i trzymającą jej dłoń w
swojej. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła.
- Jak się czujesz? - spytała Vermillian, siadając na piętach przed nimi.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz. - odparła ciepło Roza, nawet na nią nie spoglądając. Remy sprawdziła puls Alex. - Powiedz mi, dlaczego nasz kontakt się urwał? Kiedyś byłyśmy przyjaciółkami.
- Wiem. - odpowiedziała jej. - Ale tak samo ty wiesz, że od piętnastego roku życia brałam udział w badaniach i testach z najważniejszymi lekarzami i naukowcami na Arce.
- No tak. - rzuciła Snowyowl, prostując się. - Z naszej dwójki to ty byłaś tą inteligentną... - zawiesiła na chwilę głos.
- A ty tą silną. - odparła Remy puszczając do niej oczko. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. - Jak jej rana?
- Nie krwawi, więc chyba dobrze. - Vermillian pokiwała potakująco głową. - Crux nie wychodził od czasu naszego powrotu. Myślisz, że nic mu nie jest?
- Nie wiem. - dziewczyna wyprostowała się i usiadła na podłodze, wyciągając nogi. - Jego krew działa, tak jak mówił. Nie wiem, kim jest i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Naprawdę nam dziś pomógł, chociaż sam nie wyszedł z tego bez szwanku. - Roza zmierzyła ją wzrokiem. - No wiesz, ten postrzał od Grace i w ogóle.
- Nad strumieniem... - wtrąciła dziewczyna, lekko zawieszając głos. - Myślałam, że zginął, a my jesteśmy następne. - Remy skrzyżowała nogi i zaczęła jej słuchać uważnie. - Kiedy zszedł po kanistry z wodą, nagle zza kamieni wyłonił się ten sam tubylec, który zaatakował nas wcześniej. Swoim mieczem rozpłatał mu brzuch.
- To wyjaśnia koszulkę. - przerwała jej Vermillian.
- Jednak kiedy był praktycznie przy nas... Crux znowu nam pomógł! - krzyknęła z entuzjazmem. - Pojawił się znikąd i skręcił mu kark! Naprawdę nic o nim nie wiesz? W końcu wspominał coś o eksperymentach...
- Nie miałam dostępu do tak szerokiej bazy danych. - odparła Remy. - Więc nawet jeśli coś tam było, to nie mogę wam pomóc.
- Jak się czujesz? - spytała Vermillian, siadając na piętach przed nimi.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz. - odparła ciepło Roza, nawet na nią nie spoglądając. Remy sprawdziła puls Alex. - Powiedz mi, dlaczego nasz kontakt się urwał? Kiedyś byłyśmy przyjaciółkami.
- Wiem. - odpowiedziała jej. - Ale tak samo ty wiesz, że od piętnastego roku życia brałam udział w badaniach i testach z najważniejszymi lekarzami i naukowcami na Arce.
- No tak. - rzuciła Snowyowl, prostując się. - Z naszej dwójki to ty byłaś tą inteligentną... - zawiesiła na chwilę głos.
- A ty tą silną. - odparła Remy puszczając do niej oczko. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. - Jak jej rana?
- Nie krwawi, więc chyba dobrze. - Vermillian pokiwała potakująco głową. - Crux nie wychodził od czasu naszego powrotu. Myślisz, że nic mu nie jest?
- Nie wiem. - dziewczyna wyprostowała się i usiadła na podłodze, wyciągając nogi. - Jego krew działa, tak jak mówił. Nie wiem, kim jest i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Naprawdę nam dziś pomógł, chociaż sam nie wyszedł z tego bez szwanku. - Roza zmierzyła ją wzrokiem. - No wiesz, ten postrzał od Grace i w ogóle.
- Nad strumieniem... - wtrąciła dziewczyna, lekko zawieszając głos. - Myślałam, że zginął, a my jesteśmy następne. - Remy skrzyżowała nogi i zaczęła jej słuchać uważnie. - Kiedy zszedł po kanistry z wodą, nagle zza kamieni wyłonił się ten sam tubylec, który zaatakował nas wcześniej. Swoim mieczem rozpłatał mu brzuch.
- To wyjaśnia koszulkę. - przerwała jej Vermillian.
- Jednak kiedy był praktycznie przy nas... Crux znowu nam pomógł! - krzyknęła z entuzjazmem. - Pojawił się znikąd i skręcił mu kark! Naprawdę nic o nim nie wiesz? W końcu wspominał coś o eksperymentach...
- Nie miałam dostępu do tak szerokiej bazy danych. - odparła Remy. - Więc nawet jeśli coś tam było, to nie mogę wam pomóc.
Roza spuściła
głowę, a Vermillian skierowała wzrok na plac przed statkiem.
Zauważyła, jak przez bramę wchodzi Ender z Jamesem, a zaraz za
nimi, niczym cień, Katherina. Dziewczyna miała ręce skrzyżowane
na klatce piersiowej i wbity w ziemię wzrok.
- Przynieść ci jedzeniem, czy Snowyowl jest na to zbyt kozacka? - wstając, rzuciła cynicznie Remy.
- Przynieść ci jedzeniem, czy Snowyowl jest na to zbyt kozacka? - wstając, rzuciła cynicznie Remy.
Roza jej nie
odpowiedziała, tylko podniosła się z ziemi i sprzedała jej
kuksańca w ramię. Dziewczyny znów się uśmiechnęły do siebie i
ruszyły w stronę ogniska, przy którym Grace i Luna wydawały
porcje. Nie były one zbyt duże, ale wystarczające aby nie iść
spać z pustym żołądkiem.
- Jest pewna sprawa... - rzekła Grace, gdy tylko Ender, James i dziewczyny zebrali się przy ogniu. - Crux też zasługuje na posiłek. Pomógł nam z wodą i Alex.
- Prawie zabił Anthony'ego. - rzucił Crouch.
- No i Audrey. - dodał Shannon
- Niech zdycha z głodu... - syknęła Katherina, która podniosła głowę, a jej wzrok wydawał się dla wszystkich... pusty.
- Chcę wam przypomnieć, że Anthony to mój najlepszy przyjaciel i to JA postrzeliłam Cruxa! - warknęła Collin. - Więc znam tą historię. Uratował też mnie i Rozę nad strumieniem, więc to nie podlega dyskusji. - jej wzrok skierował się na Vermillian i Snowyowl, które tylko kiwały potakująco głowami. - Sierżant dostanie jedzenie, czy to się wam podoba, czy nie. Sprawą jest to, kto mu je zaniesie?
- Jest pewna sprawa... - rzekła Grace, gdy tylko Ender, James i dziewczyny zebrali się przy ogniu. - Crux też zasługuje na posiłek. Pomógł nam z wodą i Alex.
- Prawie zabił Anthony'ego. - rzucił Crouch.
- No i Audrey. - dodał Shannon
- Niech zdycha z głodu... - syknęła Katherina, która podniosła głowę, a jej wzrok wydawał się dla wszystkich... pusty.
- Chcę wam przypomnieć, że Anthony to mój najlepszy przyjaciel i to JA postrzeliłam Cruxa! - warknęła Collin. - Więc znam tą historię. Uratował też mnie i Rozę nad strumieniem, więc to nie podlega dyskusji. - jej wzrok skierował się na Vermillian i Snowyowl, które tylko kiwały potakująco głowami. - Sierżant dostanie jedzenie, czy to się wam podoba, czy nie. Sprawą jest to, kto mu je zaniesie?
Zapadła cisza.
Gdyby sprawa z zabójstwem Thomasa Wintera nie wyszła na jaw, nie
byłoby tego pytania. Tym razem, na kogo by nie padł wzrok Grace,
wszyscy spuszczali głowy. Wszyscy oprócz Remy i Rozy, ale Collin
nie brała ich nawet pod uwagę. Zwłaszcza po tym wszystkim co
zrobiły dla rannych.
- Ja pójdę. - szepnęła milcząca do tej pory Luna. - Jak widać uczucie zgasło, a faceci tutaj nie mają jaj. - dorzuciła po chwili.
- Ja pójdę. - szepnęła milcząca do tej pory Luna. - Jak widać uczucie zgasło, a faceci tutaj nie mają jaj. - dorzuciła po chwili.
James próbował
ją zatrzymać, ale powstrzymał go Ender. Katherina patrzyła na nią
gniewnie. Luna to zignorowała i zawinęła w kurtkę dwie
przygotowane przez Grace porcje jedzenia, po czym ruszyła szybkim
krokiem na statek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz