niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział drugi... #1


Zapraszam na drugi rozdział Our Story, który również będzie podzielony na trzy części ;)
Tym razem poznacie Cruxa nieco bliżej...




1.

Arka.

W pomieszczeniu nadzorującym stan więźniów na Ziemi panowało wielkie zamieszanie. Wszyscy biegali od ekranu do ekranu, analizując każde, nawet najmniejsze anomalie. Anderson podwoił swoje próby kontaktu z Setką, ale bez większego powodzenia.
Dla doktor Masters w dalszym ciągu nic nie przypominało skutków napromieniowania, jednak stan Anthony'ego Graya wciąż się pogarszał i wchodził w poziom krytyczny. Serce i płuca ledwo pracowały, a ona nie wiedziała dlaczego...
Nagle do sali weszła Kanclerz i zamieszanie na chwilę ustało... Ale po chwili wróciło do swojego normalnego tempa.
- Czemu mnie wezwaliście? - spytała Amanda podchodząc do biurka, przy którym siedział Anderson. - Odzyskałeś w końcu łączność?
- Chodzi o jednego z więźniów. - rzuciła Masters zanim inżynier zdołał cokolwiek powiedzieć. - Jego stan... Drastycznie się zmienił.
- Promieniowanie? - spytała ze zdziwieniem Kanclerz. Amy pokręciła przecząco głową.
- Jak widzisz, początkowo jego stan był dobry, miał tylko wysoki poziom testosteronu i adrenaliny... - Masters wskazała na głównym ekranie powtórkę z obserwacji Graya – A nagle parametry spadły poniżej normy, a serce praktycznie przestało bić. Jak podczas brutalnej walki.
- Z innym więźniem? - spytała Amanda.
- Zmiany są tylko w jego przypadku. To bardziej jak walka z czymś, co spotkali na miejscu... - Doktor zawiesiła na chwilę głos – a on tę walkę przegrywa.
Kanclerz wystraszyła się wewnątrz siebie. Zaczynała mieć wątpliwości czy to Crux, czy coś złego na planecie. Jeśli to pierwsze, to czy dobrym pomysłem było go tam wysłać? A jeśli drugie... To czy sierżant da sobie z tym radę? „Powinnam im powiedzieć?”
- Amando? Wszystko w porządku? - spytał Anderson. Widział, że Kanclerz była czymś zaniepokojona.
- Nie. Wszystko w porządku. Monitorujcie i informujcie mnie na bieżąco.
Usłyszała krótkie „Tak jest” zanim wyszła z pomieszczenia. Idąc korytarzem, spotkała kapitana Shannona.
- Spróbuj skontaktować się z Cruxem. - rzuciła pośpiesznie i bezceremonialnie. - Pojawiły się pewne problemy...

2.

Kiedy tylko Crux zniknął w statku, Remy i Ender natychmiast rzucili się na pomoc Anthony'emu. Luna stała przed Grace i próbowała ją wyciągnąć z szoku, a Katherina dalej siedziała na rampie statku. Patrzyła jak zaklęta na Anthony'ego, próbując zrozumieć, co się przed chwilą stało.
Ender z pomocą Jamesa przewrócił na bok wielkiego Graya, dzięki czemu mógł on odkrztusić krew, która zalała jego gardło. Próba przeniesienia chłopaka skończyła się jednym wielkim krzykiem - to właśnie on ocucił Grace, która natychmiast podbiegła do Antony'ego.
- Luna, usiądź na kolanach, tak, żeby Anthony miał uniesioną głowę. - poleciła Remy. - Skoro nie możemy go przenieść, musimy zrobić coś tutaj. Ruby, idź na statek i znajdź apteczkę. Musieli nam zostawić cokolwiek...
Ruby przytaknęła głową i pobiegła w stronę statku, chociaż Vermillian nie była pewna czy nawet jeśli będzie miała podręczną apteczkę, będzie w stanie coś zdziałać.
Anthony wyglądał koszmarnie. Miał opuchniętą połowę twarzy i najprawdopodobniej złamane żebra, chociaż Remy nie wiedziała, czy obrażenia nie były jeszcze poważniejsze. Grace usiadła obok Anthony'ego i złapała go za rękę.
- Anthony proszę powiedz coś... Błagam... - dziewczyna zalała się łzami. Gray miał przymrużone oczy. - Anthony...
- Z...znowu... o..ocaliłaś mi ży..życie... - wymamrotał cicho Gray. Grace uśmiechnęła się przez łzy.
- Przestań. Ty moje ratowałeś więcej razy.. Zwłaszcza na Arce. - mruknęła dziewczyna. Anthony zaśmiał się delikatnie, jednak zaraz wpadł w atak kaszlu spluwając na swoją klatkę piersiową krwią.
Grace ścisnęła mocniej jego rękę, bała się. Znała go od zawsze, a myśl, że go straci i zostanie sama... Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Przez głowę przeleciało jej wspomnienie tego, jak razem zaatakowali strażników kiedy wyrzucano jego rodziców. Wiedziała, że to było głupie, ale nie mogła zostawić przyjaciela... I teraz też tego nie zrobi.
Większość więźniów stała obok, chcąc pomóc albo po prostu nie przeszkadzać. Remy wydawała im kolejne polecenia, jednym kazała poszukać noszy polowych na statku, drugim znaleźć odpowiednio wytrzymałe kawałki drewna, żeby w razie potrzeby owe nosze stworzyć, część wysłała na poszukiwania najbliższego źródła wody – tej grupie przewodziła Roza.
- Boli mnie przy oddychaniu... - wymamrotał ledwo przytomny Gray.
- To przez złamane żebra. - wyjaśnił mu Ender. - Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz wniesiemy cię do statku.
- Nie zdążycie... - Anthony powoli przymykał oczy i ledwo je otwierał. - Widać to on jest urodzonym zabójcą.... - chłopak uśmiechnął się krzywo – Nie musiał mnie nawet dobijać... Stanie się samo... - Gray znowu zaczął kaszleć.
- Przestań! - krzyknęła Grace. - Przeżyjesz, rozumiesz? Musisz... Błagam. - dziewczyna zaczęła jeszcze mocniej płakać. - Nie poradzę sobie bez ciebie! - Anthony uśmiechnął się i wytarł jej łzy prawą ręką, lekko się przy tym krzywiąc z bólu.
Ruby wybiegła ze statku, trzymając w dłoni średniej wielkości czerwoną skrzynkę z białym krzyżykiem. Remy delikatnie się uśmiechnęła, wyraźnie odzyskując wiarę i widząc małe światełko w tunelu. Natychmiast podbiegła do Anthony'ego i uklęknęła obok niego, Vinley po chwili do niej dołączyła. Vermilian szybko przejrzała skrzynkę, po czym popatrzyła na Croucha, a ten pokręcił głową z niepewną miną.
- Anthony, jak się trzymasz? - spytała pośpiesznie Remy.
- Witaj doktorku. - rzucił chłopak najbardziej żartobliwym tonem, na jaki go było stać. - Umieram, ale poza tym wszystko w porządku. - wszyscy pozwolili sobie na chwilę śmiechu.
- Nie umierasz, jeszcze się trochę z nami pomęczysz. - odparła Vermilian. Gray patrzył na nią z uśmiechem, ale martwym wzrokiem. - Anthony?
Chłopak nie odpowiadał. Remy nachyliła głowę przy jego ustach, nie usłyszała oddechu. Po chwili sprawdziła tętno na szyi.
- Jego serce stanęło. - powiedziała Remy, szybko przeszukując skrzynkę. Oczy Grace i Luny zrobiły się okrągłe ze strachu.
- Masz epi?! - krzyknął Crouch. - Serce musi ruszyć za 30 sekund, inaczej stracimy go na dobre.
- Dobrze, że liczysz czas. - syknęła złośliwie Remy. Po chwili wyciągnęła strzykawkę z płynem i jedną z najdłuższych igieł, które były w skrzynce. - Jesteś, ślicznotko.
- Musimy odsłonić udo. - zalecił Ender.
- Nie zadziała wystarczająco szybko. Dosercowo.
- Zabijesz go!! - krzyknęła ze strachem Grace.
- Jak na moje, to on i tak nie żyje! - warknęła Remy. - Mam spróbować, czy spisać czas zgonu?!
Collin się wycofała. Vermillian wzięła głęboki oddech, po czym przebiła się do lewej komory serca, starannie omijając mostek...
Anthony ożył niemal natychmiast, prawie podnosząc się na nogi. Miał przyśpieszony oddech i szerokie źrenice, jednak wciąż odczuwał ból, co wyrażał ogromnym rykiem.
- Musimy go przenieść na statek! - krzyknęła Remy. - Gdzie te cholerne nosze?

3.
W magazynie panował półmrok, paliły się tylko niektóre lampy i dawały niewielką ilość światła.
Crux stał pochylony do przodu opierając się rękoma o jedną z większych skrzyń, włosy opadały mu na twarz. Jego kamizelka taktyczna leżała na skrzyni z napisem KRZYŻ, która była w dalszej części pomieszczenia. Żołnierz oddychał ciężko, a pojedyncze krople potu skapywały mu z czubka nosa. Analizował to, co stało się przed chwilą...
Wróciły jego demony przeszłości. Przez głowę przebiły się wspomnienia tak bolesne, że pod wpływem impulsu bólu podniósł skrzynię o którą się opierał i rzucił nią na drugi koniec magazynu. Jego oddech stał się jeszcze cięższy. Złapał się dłońmi za skronie, które zaczął rozcierać, lecz to nie pomagało. Miał przed oczami starych przyjaciół z jednostki, rodzinę, szkolenie, wymrożenie, badania na Arce... Dotarł w końcu do finalnego wspomnienia...
- Znowu źle się czujesz, słońce? - usłyszał za sobą ciepły i dobrze mu znany żeński głos. - Ciężki dzień w pracy?
Crux dalej stał odwrócony plecami do miejsca, z którego dobiegał głos. Powoli łapał oddech...
- Hyh. - parsknął. - Nie jesteś prawdziwa. Bardziej wyraźna, ale wciąż martwa.
- O czym ty znowu mówisz? - obruszył się głos. - Znów masz swoje humory?
Crux się wyprostował i zarzucił do tyłu włosy. Odwrócił się w stronę głosu i jego oczom ukazała się dziewczyna ze zdjęcia. Żywa, bez brzuszka, trzymająca na rękach rocznego chłopczyka.
- Przywitaj się z tatusiem. - powiedziała dziewczyna do swojego synka. - Może ty mu poprawisz humor. - kobieta powoli zaczęła się zbliżać do żołnierza.
- Przestań. - rzucił Crux, odwracając wzrok. - Jesteś tylko głupią halucynacją...
- Dlaczego tak mówisz o swoim dziecku? - głos kobiety był mocno zdziwiony. Zrobiła kolejny krok. - Po prostu weź go na rę...
- ODEJDŹ!! - przerwał jej sierżant, odpychając ją. Dziewczyna upadła na ziemię i zmierzyła badawczym wzrokiem wyraźnie wściekłego żołnierza. Z oddali słychać było płacz dziecka.
- Dobrze więc. - dziewczyna zachichotała. - Przecież taką mnie pamiętasz...
Jego oczom tym razem ukazała się postać idealnie odwzorowana ze zdjęcia. Z tym samym uśmiechem, z dołeczkami w policzkach, wpatrzone w niego oczy były pełne życia i miłości.
- Dalej jesteś fałszywa. - szepnął Crux. - Choćbyś nie wiem jak się starała, halucynacja jest halucynacją...
- Przekonajmy się – rzuciła do niego ochoczo dziewczyna, powoli zmniejszając dzielący ich dystans. Lecz gdy tylko zbliżyła się żeby go przytulić, znowu odepchnął ją na ziemię. - Co z tobą?! - krzyknęła.
- Trwasz dopóki ci na to pozwalam. - odparł spokojnie. - Nie wejdziesz do mojego umysłu. Nie tym razem.
Crux podniósł dziewczynę z ziemi, po czym złapał ją za szyję i uniósł do góry a ona zaczęła się dusić...

4.

Remy wciąż nie mogła znaleźć czegoś, co pomogłoby im przenieść Anthony'ego, który coraz mniej krzyczał z bólu. Grace chciała ją przekonać do podania chłopakowi czegoś, co uśmierzy jego ból, jednak nie mieli nic. Nic, poza jedną dawką morfiny, jednak ona spowolniłaby serce, które i tak uruchomili cudem.
Ender, Grace i Ruby starali się stworzyć cokolwiek, co pomogłoby w przeniesieniu chłopaka.
Nikt nie wiedział, ile jeszcze będzie działać epinefryna. Oddech Anthony'ego był bardzo przyśpieszony, a jego serce mogło w każdej chwili stanąć. Jednak... W pewnym momencie chłopak po prostu wstał z ziemi i zaczął iść w stronę statku. Luna, której nogi robiły za poduszkę patrzyła na to jak zamurowana.
- Em, ej ludziska... - rzucił James, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. - LUDZIE!!
Wszyscy odwrócili się w stronę krzyczącego Jamesa i zauważyli, jak Anthony stawia kolejny krótki krok.
- Asekuruj go!! - wrzasnęła jak poparzona Remy. - Tylko uważaj na prawą stronę!
James i Ender szybko doskoczyli do chłopaka, który niemal automatycznie powiesił swoje wielkie ramiona na ich barkach. Epinefryna działała, nie czuł bólu, a wszyscy modlili się, żeby tak pozostało.
Powoli, ale sprawnie doszli do rampy wejściowej statku, na której wciąż jak zaczarowana siedziała Katherina. Chłopcy ją minęli, jednak droga pod górę rampy okazała się większym wyzwaniem. Anthony zaczął opadać z sił, jego serce biło za szybko. Ender dobrze o tym wiedział, jednak byli zbyt blisko celu żeby teraz przestać. Grace przebiegła obok nich i zatrzymała się przy wejściu.
- Anthony, dalej dasz radę! - zaczęła krzyczeć dziewczyna chcąc zmotywować przyjaciela. - Poradzisz sobie! Jak zawsze! - Anthony ją zauważył, jednak obraz zaczął mu się rozmazywać.
- Tracimy go. - wycedził Ender wyraźnie uginając się pod ciężarem ciała Graya. - Zaczyna tracić przytomność!
- Grace, nie wniesiemy go sami!! - krzyknął James.
Nikt nie był na tyle silny, żeby zdołać wnieść Graya, mimo że część więźniów przybiegła im z pomocą. „A gdyby tak...” - pomyślała Grace i podbiegła do Katheriny.
- GRAAAACE!! - znowu wrzasnął James.
- Poczekaj! - krzyknęła Collin. - Sunshine! Sunshine, posłuchaj mnie! - Winter popatrzyła na Grace nieobecnym wzrokiem. - Wiem, że jesteś w szoku. Wszyscy jesteśmy, ale weź się w garść! Proszę, zejdź na dół i przyprowadź Cruxa, inaczej Anthony umrze!
- Anthony? - spytała niewyraźnie dziewczyna. Spojrzała teraz na swoje dłonie, które mocno ściskała w pięści. Rozluźniła je i otworzyła, a jej oczom ukazał się sygnet Cruxa. Srebrny, wyglądał jak obrączka, jednak był o wiele szerszy. Z wygrawerowanym napisem w języku, którego dziewczyna nie znała. - Crux... - wymamrotała po cichu. - CRUX!
- Tak, właśnie! - krzyknęła Grace. - pójdziesz po niego?
Katherina kiwnęła przytakująco głową, po czym wsadziła sygnet do kieszeni swojej kurtki. Szybko wstała i pognała do drabiny na dolny pokład. Schodząc usłyszała ciche „pospiesz się”, jednak nie potrafiła sprecyzować, czyj to był głos...

5.

- To ci nie pomoże. - rzuciła pewnie dziewczyna. Znów była bez brzuszka. - Żyję w twoim umyśle, nie możesz mnie zabić.
- Przekonajmy się. - szepnął spokojnie Crux.
Wzmocnił swój uścisk na szyi dziewczyny. Widział, jak jej twarz zmienia kolor w czerwień, a później w siny, a oczy powoli zaczynają wychodzić z oczodołów.
- Halucynacja trwa, dopóki na to pozwalam. - znów powtórzył sam do siebie.
Po chwili upuścił dziewczynę na ziemię. Przez ułamek sekundy ta stała się kimś innym, kimś, kogo nie znał. „Więc to nie była halucynacja?” Crux bił się z myślami, jednak zaraz zobaczył, jak jego narzeczona podnosi się z podłogi i patrzy na niego ze łzami.
- Dlaczego znów nas zabijasz? Dlaczego?
- Nie zabiłem was.. - wymamrotał. - Nigdy bym was nie skrzywdził. - Crux trząsł się. To nie strach jednak był tego powodem.
- Nie było cię, gdy nas mordował... To twoja wina...
- Nie... Nie, to nieprawda...
- Dlaczego nas zostawiłeś? - dziewczynie zaczęły lecieć z oczu krwiste łzy. Jej twarz zmieniła się na mocno poobijaną, z krwawiącym nosem i zabarwionymi na czerwono ustami. Na klatce piersiowej i brzuchu były widoczne kłute rany od noża. - Dlaczego im pozwoliłeś? Dlaczego nas zabiłeś? - Crux zaczął się powoli cofać.
- To nieprawda... To nie ja. Nie zabiłem was. - Strach... nie czuł go od lat... - Zawsze chciałem waszego dobra. Nigdy bym was nie skrzywdził. - Na środku czoła dziewczyny pojawiła się rana postrzałowa.
- Więc czemu znów do nas celujesz?
- CRUX!! - usłyszał z oddali głos Katheriny. - Crux, jesteś tu?
Nawet nie zauważył kiedy sięgnął po pistolet, który miał schowany z tyłu. Jednak stał i mierzył nim prosto przed siebie. Kiedy spojrzał nieco niżej, zauważył na ziemi leżącą dziewczynę. Nie przypominała już tej ze zdjęcia... Rozejrzał się dookoła i nigdzie jej nie widział. Jakby zniknęła na głos Katheriny...
Żołnierz zabezpieczył i schował pistolet, po czym przykucnął przy dziewczynie.
- CRUX!!!
- Tu jestem! - odkrzyknął żołnierz, odwracając nieprzytomną dziewczynę. Katherina zeskoczyła z drabiny i natychmiast do niego podbiegła.
- Chodź na górę, jesteś nam potrzebny... - Winter zauważyła nieprzytomną dziewczynę. - Kto to jest?
- Sądziłem, że ty mi powiesz...
Dziewczyna na ziemi nie miała więcej, niż 160 centymetrów wzrostu, a jej brązowe, lekko kręcone włosy wyścielały podłogę dookoła jej głowy. Crux zauważył ślady uścisku na jej szyi. Przyłożył swoją rękę sprawdzając tętno. Ledwo wyczuwalne.
- Nie znam jej. - odparła Katherina. - Może ktoś z góry będzie ją znał.- dziewczyna zamyśliła się na chwilę. - Właśnie! Potrzebują cię na górze! Nie każ mi wyjaśniać, tylko proszę, chodź!
Crux zawahał się przez chwilę, ale podniósł dziewczynę z ziemi i przerzucił sobie przez ramię.
- Prawie bym zapomniała! - Katherina wyciągnęła sygnet z kieszeni skórzanej kurtki. - To chyba twoje..

Crux uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął do niej prawą rękę. Winter założyła mu sygnet na najmniejszy palec, po czym pobiegli do drabiny i wdrapali się na górny pokład...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz