Zapraszam na drugi rozdział Our Story, który również będzie podzielony na trzy części ;)
Tym razem poznacie Cruxa nieco bliżej...
1.
Arka.
W pomieszczeniu nadzorującym
stan więźniów na Ziemi panowało wielkie zamieszanie. Wszyscy
biegali od ekranu do ekranu, analizując każde, nawet najmniejsze
anomalie. Anderson podwoił swoje próby kontaktu z Setką, ale bez
większego powodzenia.
Dla doktor Masters w dalszym
ciągu nic nie przypominało skutków napromieniowania, jednak stan
Anthony'ego Graya wciąż się pogarszał i wchodził w poziom
krytyczny. Serce i płuca ledwo pracowały, a ona nie wiedziała
dlaczego...
Nagle do sali weszła
Kanclerz i zamieszanie na chwilę ustało... Ale po chwili wróciło
do swojego normalnego tempa.
- Czemu mnie wezwaliście? - spytała Amanda podchodząc do biurka, przy którym siedział Anderson. - Odzyskałeś w końcu łączność?
- Chodzi o jednego z więźniów. - rzuciła Masters zanim inżynier zdołał cokolwiek powiedzieć. - Jego stan... Drastycznie się zmienił.
- Promieniowanie? - spytała ze zdziwieniem Kanclerz. Amy pokręciła przecząco głową.
- Jak widzisz, początkowo jego stan był dobry, miał tylko wysoki poziom testosteronu i adrenaliny... - Masters wskazała na głównym ekranie powtórkę z obserwacji Graya – A nagle parametry spadły poniżej normy, a serce praktycznie przestało bić. Jak podczas brutalnej walki.
- Z innym więźniem? - spytała Amanda.
- Zmiany są tylko w jego przypadku. To bardziej jak walka z czymś, co spotkali na miejscu... - Doktor zawiesiła na chwilę głos – a on tę walkę przegrywa.
- Czemu mnie wezwaliście? - spytała Amanda podchodząc do biurka, przy którym siedział Anderson. - Odzyskałeś w końcu łączność?
- Chodzi o jednego z więźniów. - rzuciła Masters zanim inżynier zdołał cokolwiek powiedzieć. - Jego stan... Drastycznie się zmienił.
- Promieniowanie? - spytała ze zdziwieniem Kanclerz. Amy pokręciła przecząco głową.
- Jak widzisz, początkowo jego stan był dobry, miał tylko wysoki poziom testosteronu i adrenaliny... - Masters wskazała na głównym ekranie powtórkę z obserwacji Graya – A nagle parametry spadły poniżej normy, a serce praktycznie przestało bić. Jak podczas brutalnej walki.
- Z innym więźniem? - spytała Amanda.
- Zmiany są tylko w jego przypadku. To bardziej jak walka z czymś, co spotkali na miejscu... - Doktor zawiesiła na chwilę głos – a on tę walkę przegrywa.
Kanclerz wystraszyła się
wewnątrz siebie. Zaczynała mieć wątpliwości czy to Crux, czy coś
złego na planecie. Jeśli to pierwsze, to czy dobrym pomysłem było
go tam wysłać? A jeśli drugie... To czy sierżant da sobie z tym
radę? „Powinnam im powiedzieć?”
- Amando? Wszystko w porządku? - spytał Anderson. Widział, że Kanclerz była czymś zaniepokojona.
- Nie. Wszystko w porządku. Monitorujcie i informujcie mnie na bieżąco.
- Amando? Wszystko w porządku? - spytał Anderson. Widział, że Kanclerz była czymś zaniepokojona.
- Nie. Wszystko w porządku. Monitorujcie i informujcie mnie na bieżąco.
Usłyszała krótkie „Tak
jest” zanim wyszła z pomieszczenia. Idąc korytarzem, spotkała
kapitana Shannona.
- Spróbuj skontaktować się z Cruxem. - rzuciła pośpiesznie i bezceremonialnie. - Pojawiły się pewne problemy...
- Spróbuj skontaktować się z Cruxem. - rzuciła pośpiesznie i bezceremonialnie. - Pojawiły się pewne problemy...
2.
Kiedy tylko Crux zniknął w
statku, Remy i Ender natychmiast rzucili się na pomoc Anthony'emu.
Luna stała przed Grace i próbowała ją wyciągnąć z szoku, a
Katherina dalej siedziała na rampie statku. Patrzyła jak zaklęta
na Anthony'ego, próbując zrozumieć, co się przed chwilą stało.
Ender z pomocą Jamesa
przewrócił na bok wielkiego Graya, dzięki czemu mógł on
odkrztusić krew, która zalała jego gardło. Próba przeniesienia
chłopaka skończyła się jednym wielkim krzykiem - to właśnie on
ocucił Grace, która natychmiast podbiegła do Antony'ego.
- Luna, usiądź na kolanach, tak, żeby Anthony miał uniesioną głowę. - poleciła Remy. - Skoro nie możemy go przenieść, musimy zrobić coś tutaj. Ruby, idź na statek i znajdź apteczkę. Musieli nam zostawić cokolwiek...
- Luna, usiądź na kolanach, tak, żeby Anthony miał uniesioną głowę. - poleciła Remy. - Skoro nie możemy go przenieść, musimy zrobić coś tutaj. Ruby, idź na statek i znajdź apteczkę. Musieli nam zostawić cokolwiek...
Ruby przytaknęła głową i
pobiegła w stronę statku, chociaż Vermillian nie była pewna czy
nawet jeśli będzie miała podręczną apteczkę, będzie w stanie
coś zdziałać.
Anthony wyglądał
koszmarnie. Miał opuchniętą połowę twarzy i najprawdopodobniej
złamane żebra, chociaż Remy nie wiedziała, czy obrażenia nie
były jeszcze poważniejsze. Grace usiadła obok Anthony'ego i
złapała go za rękę.
- Anthony proszę powiedz coś... Błagam... - dziewczyna zalała się łzami. Gray miał przymrużone oczy. - Anthony...
- Z...znowu... o..ocaliłaś mi ży..życie... - wymamrotał cicho Gray. Grace uśmiechnęła się przez łzy.
- Przestań. Ty moje ratowałeś więcej razy.. Zwłaszcza na Arce. - mruknęła dziewczyna. Anthony zaśmiał się delikatnie, jednak zaraz wpadł w atak kaszlu spluwając na swoją klatkę piersiową krwią.
- Anthony proszę powiedz coś... Błagam... - dziewczyna zalała się łzami. Gray miał przymrużone oczy. - Anthony...
- Z...znowu... o..ocaliłaś mi ży..życie... - wymamrotał cicho Gray. Grace uśmiechnęła się przez łzy.
- Przestań. Ty moje ratowałeś więcej razy.. Zwłaszcza na Arce. - mruknęła dziewczyna. Anthony zaśmiał się delikatnie, jednak zaraz wpadł w atak kaszlu spluwając na swoją klatkę piersiową krwią.
Grace ścisnęła mocniej
jego rękę, bała się. Znała go od zawsze, a myśl, że go straci
i zostanie sama... Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Przez głowę
przeleciało jej wspomnienie tego, jak razem zaatakowali strażników
kiedy wyrzucano jego rodziców. Wiedziała, że to było głupie, ale
nie mogła zostawić przyjaciela... I teraz też tego nie zrobi.
Większość więźniów
stała obok, chcąc pomóc albo po prostu nie przeszkadzać. Remy
wydawała im kolejne polecenia, jednym kazała poszukać noszy
polowych na statku, drugim znaleźć odpowiednio wytrzymałe kawałki
drewna, żeby w razie potrzeby owe nosze stworzyć, część wysłała
na poszukiwania najbliższego źródła wody – tej grupie
przewodziła Roza.
- Boli mnie przy oddychaniu... - wymamrotał ledwo przytomny Gray.
- To przez złamane żebra. - wyjaśnił mu Ender. - Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz wniesiemy cię do statku.
- Nie zdążycie... - Anthony powoli przymykał oczy i ledwo je otwierał. - Widać to on jest urodzonym zabójcą.... - chłopak uśmiechnął się krzywo – Nie musiał mnie nawet dobijać... Stanie się samo... - Gray znowu zaczął kaszleć.
- Przestań! - krzyknęła Grace. - Przeżyjesz, rozumiesz? Musisz... Błagam. - dziewczyna zaczęła jeszcze mocniej płakać. - Nie poradzę sobie bez ciebie! - Anthony uśmiechnął się i wytarł jej łzy prawą ręką, lekko się przy tym krzywiąc z bólu.
- Boli mnie przy oddychaniu... - wymamrotał ledwo przytomny Gray.
- To przez złamane żebra. - wyjaśnił mu Ender. - Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz wniesiemy cię do statku.
- Nie zdążycie... - Anthony powoli przymykał oczy i ledwo je otwierał. - Widać to on jest urodzonym zabójcą.... - chłopak uśmiechnął się krzywo – Nie musiał mnie nawet dobijać... Stanie się samo... - Gray znowu zaczął kaszleć.
- Przestań! - krzyknęła Grace. - Przeżyjesz, rozumiesz? Musisz... Błagam. - dziewczyna zaczęła jeszcze mocniej płakać. - Nie poradzę sobie bez ciebie! - Anthony uśmiechnął się i wytarł jej łzy prawą ręką, lekko się przy tym krzywiąc z bólu.
Ruby wybiegła ze statku,
trzymając w dłoni średniej wielkości czerwoną skrzynkę z białym
krzyżykiem. Remy delikatnie się uśmiechnęła, wyraźnie
odzyskując wiarę i widząc małe światełko w tunelu. Natychmiast
podbiegła do Anthony'ego i uklęknęła obok niego, Vinley po chwili
do niej dołączyła. Vermilian szybko przejrzała skrzynkę, po czym
popatrzyła na Croucha, a ten pokręcił głową z niepewną miną.
- Anthony, jak się trzymasz? - spytała pośpiesznie Remy.
- Witaj doktorku. - rzucił chłopak najbardziej żartobliwym tonem, na jaki go było stać. - Umieram, ale poza tym wszystko w porządku. - wszyscy pozwolili sobie na chwilę śmiechu.
- Nie umierasz, jeszcze się trochę z nami pomęczysz. - odparła Vermilian. Gray patrzył na nią z uśmiechem, ale martwym wzrokiem. - Anthony?
- Anthony, jak się trzymasz? - spytała pośpiesznie Remy.
- Witaj doktorku. - rzucił chłopak najbardziej żartobliwym tonem, na jaki go było stać. - Umieram, ale poza tym wszystko w porządku. - wszyscy pozwolili sobie na chwilę śmiechu.
- Nie umierasz, jeszcze się trochę z nami pomęczysz. - odparła Vermilian. Gray patrzył na nią z uśmiechem, ale martwym wzrokiem. - Anthony?
Chłopak nie odpowiadał.
Remy nachyliła głowę przy jego ustach, nie usłyszała oddechu. Po
chwili sprawdziła tętno na szyi.
- Jego serce stanęło. - powiedziała Remy, szybko przeszukując skrzynkę. Oczy Grace i Luny zrobiły się okrągłe ze strachu.
- Masz epi?! - krzyknął Crouch. - Serce musi ruszyć za 30 sekund, inaczej stracimy go na dobre.
- Dobrze, że liczysz czas. - syknęła złośliwie Remy. Po chwili wyciągnęła strzykawkę z płynem i jedną z najdłuższych igieł, które były w skrzynce. - Jesteś, ślicznotko.
- Musimy odsłonić udo. - zalecił Ender.
- Nie zadziała wystarczająco szybko. Dosercowo.
- Zabijesz go!! - krzyknęła ze strachem Grace.
- Jak na moje, to on i tak nie żyje! - warknęła Remy. - Mam spróbować, czy spisać czas zgonu?!
- Jego serce stanęło. - powiedziała Remy, szybko przeszukując skrzynkę. Oczy Grace i Luny zrobiły się okrągłe ze strachu.
- Masz epi?! - krzyknął Crouch. - Serce musi ruszyć za 30 sekund, inaczej stracimy go na dobre.
- Dobrze, że liczysz czas. - syknęła złośliwie Remy. Po chwili wyciągnęła strzykawkę z płynem i jedną z najdłuższych igieł, które były w skrzynce. - Jesteś, ślicznotko.
- Musimy odsłonić udo. - zalecił Ender.
- Nie zadziała wystarczająco szybko. Dosercowo.
- Zabijesz go!! - krzyknęła ze strachem Grace.
- Jak na moje, to on i tak nie żyje! - warknęła Remy. - Mam spróbować, czy spisać czas zgonu?!
Collin się wycofała.
Vermillian wzięła głęboki oddech, po czym przebiła się do lewej
komory serca, starannie omijając mostek...
Anthony ożył niemal
natychmiast, prawie podnosząc się na nogi. Miał przyśpieszony
oddech i szerokie źrenice, jednak wciąż odczuwał ból, co wyrażał
ogromnym rykiem.
- Musimy go przenieść na statek! - krzyknęła Remy. - Gdzie te cholerne nosze?
- Musimy go przenieść na statek! - krzyknęła Remy. - Gdzie te cholerne nosze?
3.
W magazynie panował
półmrok, paliły się tylko niektóre lampy i dawały niewielką
ilość światła.
Crux stał pochylony do
przodu opierając się rękoma o jedną z większych skrzyń, włosy
opadały mu na twarz. Jego kamizelka taktyczna leżała na skrzyni z
napisem KRZYŻ, która była w dalszej części pomieszczenia.
Żołnierz oddychał ciężko, a pojedyncze krople potu skapywały mu
z czubka nosa. Analizował to, co stało się przed chwilą...
Wróciły jego demony
przeszłości. Przez głowę przebiły się wspomnienia tak bolesne,
że pod wpływem impulsu bólu podniósł skrzynię o którą się
opierał i rzucił nią na drugi koniec magazynu. Jego oddech stał
się jeszcze cięższy. Złapał się dłońmi za skronie, które
zaczął rozcierać, lecz to nie pomagało. Miał przed oczami
starych przyjaciół z jednostki, rodzinę, szkolenie, wymrożenie,
badania na Arce... Dotarł w końcu do finalnego wspomnienia...
- Znowu źle się czujesz, słońce? - usłyszał za sobą ciepły i dobrze mu znany żeński głos. - Ciężki dzień w pracy?
- Znowu źle się czujesz, słońce? - usłyszał za sobą ciepły i dobrze mu znany żeński głos. - Ciężki dzień w pracy?
Crux dalej stał odwrócony
plecami do miejsca, z którego dobiegał głos. Powoli łapał
oddech...
- Hyh. - parsknął. - Nie jesteś prawdziwa. Bardziej wyraźna, ale wciąż martwa.
- O czym ty znowu mówisz? - obruszył się głos. - Znów masz swoje humory?
- Hyh. - parsknął. - Nie jesteś prawdziwa. Bardziej wyraźna, ale wciąż martwa.
- O czym ty znowu mówisz? - obruszył się głos. - Znów masz swoje humory?
Crux się wyprostował i
zarzucił do tyłu włosy. Odwrócił się w stronę głosu i jego
oczom ukazała się dziewczyna ze zdjęcia. Żywa, bez brzuszka,
trzymająca na rękach rocznego chłopczyka.
- Przywitaj się z tatusiem. - powiedziała dziewczyna do swojego synka. - Może ty mu poprawisz humor. - kobieta powoli zaczęła się zbliżać do żołnierza.
- Przestań. - rzucił Crux, odwracając wzrok. - Jesteś tylko głupią halucynacją...
- Dlaczego tak mówisz o swoim dziecku? - głos kobiety był mocno zdziwiony. Zrobiła kolejny krok. - Po prostu weź go na rę...
- ODEJDŹ!! - przerwał jej sierżant, odpychając ją. Dziewczyna upadła na ziemię i zmierzyła badawczym wzrokiem wyraźnie wściekłego żołnierza. Z oddali słychać było płacz dziecka.
- Dobrze więc. - dziewczyna zachichotała. - Przecież taką mnie pamiętasz...
- Przywitaj się z tatusiem. - powiedziała dziewczyna do swojego synka. - Może ty mu poprawisz humor. - kobieta powoli zaczęła się zbliżać do żołnierza.
- Przestań. - rzucił Crux, odwracając wzrok. - Jesteś tylko głupią halucynacją...
- Dlaczego tak mówisz o swoim dziecku? - głos kobiety był mocno zdziwiony. Zrobiła kolejny krok. - Po prostu weź go na rę...
- ODEJDŹ!! - przerwał jej sierżant, odpychając ją. Dziewczyna upadła na ziemię i zmierzyła badawczym wzrokiem wyraźnie wściekłego żołnierza. Z oddali słychać było płacz dziecka.
- Dobrze więc. - dziewczyna zachichotała. - Przecież taką mnie pamiętasz...
Jego oczom tym razem ukazała
się postać idealnie odwzorowana ze zdjęcia. Z tym samym uśmiechem,
z dołeczkami w policzkach, wpatrzone w niego oczy były pełne życia
i miłości.
- Dalej jesteś fałszywa. - szepnął Crux. - Choćbyś nie wiem jak się starała, halucynacja jest halucynacją...
- Przekonajmy się – rzuciła do niego ochoczo dziewczyna, powoli zmniejszając dzielący ich dystans. Lecz gdy tylko zbliżyła się żeby go przytulić, znowu odepchnął ją na ziemię. - Co z tobą?! - krzyknęła.
- Trwasz dopóki ci na to pozwalam. - odparł spokojnie. - Nie wejdziesz do mojego umysłu. Nie tym razem.
- Dalej jesteś fałszywa. - szepnął Crux. - Choćbyś nie wiem jak się starała, halucynacja jest halucynacją...
- Przekonajmy się – rzuciła do niego ochoczo dziewczyna, powoli zmniejszając dzielący ich dystans. Lecz gdy tylko zbliżyła się żeby go przytulić, znowu odepchnął ją na ziemię. - Co z tobą?! - krzyknęła.
- Trwasz dopóki ci na to pozwalam. - odparł spokojnie. - Nie wejdziesz do mojego umysłu. Nie tym razem.
Crux podniósł dziewczynę
z ziemi, po czym złapał ją za szyję i uniósł do góry a ona
zaczęła się dusić...
4.
Remy wciąż nie mogła
znaleźć czegoś, co pomogłoby im przenieść Anthony'ego, który
coraz mniej krzyczał z bólu. Grace chciała ją przekonać do
podania chłopakowi czegoś, co uśmierzy jego ból, jednak nie mieli
nic. Nic, poza jedną dawką morfiny, jednak ona spowolniłaby serce,
które i tak uruchomili cudem.
Ender, Grace i Ruby starali
się stworzyć cokolwiek, co pomogłoby w przeniesieniu chłopaka.
Nikt nie wiedział, ile
jeszcze będzie działać epinefryna. Oddech Anthony'ego był bardzo
przyśpieszony, a jego serce mogło w każdej chwili stanąć.
Jednak... W pewnym momencie chłopak po prostu wstał z ziemi i
zaczął iść w stronę statku. Luna, której nogi robiły za
poduszkę patrzyła na to jak zamurowana.
- Em, ej ludziska... - rzucił James, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. - LUDZIE!!
- Em, ej ludziska... - rzucił James, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. - LUDZIE!!
Wszyscy odwrócili się w
stronę krzyczącego Jamesa i zauważyli, jak Anthony stawia kolejny
krótki krok.
- Asekuruj go!! - wrzasnęła jak poparzona Remy. - Tylko uważaj na prawą stronę!
- Asekuruj go!! - wrzasnęła jak poparzona Remy. - Tylko uważaj na prawą stronę!
James i Ender szybko
doskoczyli do chłopaka, który niemal automatycznie powiesił swoje
wielkie ramiona na ich barkach. Epinefryna działała, nie czuł
bólu, a wszyscy modlili się, żeby tak pozostało.
Powoli, ale sprawnie doszli
do rampy wejściowej statku, na której wciąż jak zaczarowana
siedziała Katherina. Chłopcy ją minęli, jednak droga pod górę
rampy okazała się większym wyzwaniem. Anthony zaczął opadać z
sił, jego serce biło za szybko. Ender dobrze o tym wiedział,
jednak byli zbyt blisko celu żeby teraz przestać. Grace przebiegła
obok nich i zatrzymała się przy wejściu.
- Anthony, dalej dasz radę! - zaczęła krzyczeć dziewczyna chcąc zmotywować przyjaciela. - Poradzisz sobie! Jak zawsze! - Anthony ją zauważył, jednak obraz zaczął mu się rozmazywać.
- Tracimy go. - wycedził Ender wyraźnie uginając się pod ciężarem ciała Graya. - Zaczyna tracić przytomność!
- Grace, nie wniesiemy go sami!! - krzyknął James.
- Anthony, dalej dasz radę! - zaczęła krzyczeć dziewczyna chcąc zmotywować przyjaciela. - Poradzisz sobie! Jak zawsze! - Anthony ją zauważył, jednak obraz zaczął mu się rozmazywać.
- Tracimy go. - wycedził Ender wyraźnie uginając się pod ciężarem ciała Graya. - Zaczyna tracić przytomność!
- Grace, nie wniesiemy go sami!! - krzyknął James.
Nikt nie był na tyle silny,
żeby zdołać wnieść Graya, mimo że część więźniów
przybiegła im z pomocą. „A gdyby tak...” - pomyślała Grace i
podbiegła do Katheriny.
- GRAAAACE!! - znowu wrzasnął James.
- Poczekaj! - krzyknęła Collin. - Sunshine! Sunshine, posłuchaj mnie! - Winter popatrzyła na Grace nieobecnym wzrokiem. - Wiem, że jesteś w szoku. Wszyscy jesteśmy, ale weź się w garść! Proszę, zejdź na dół i przyprowadź Cruxa, inaczej Anthony umrze!
- Anthony? - spytała niewyraźnie dziewczyna. Spojrzała teraz na swoje dłonie, które mocno ściskała w pięści. Rozluźniła je i otworzyła, a jej oczom ukazał się sygnet Cruxa. Srebrny, wyglądał jak obrączka, jednak był o wiele szerszy. Z wygrawerowanym napisem w języku, którego dziewczyna nie znała. - Crux... - wymamrotała po cichu. - CRUX!
- Tak, właśnie! - krzyknęła Grace. - pójdziesz po niego?
- GRAAAACE!! - znowu wrzasnął James.
- Poczekaj! - krzyknęła Collin. - Sunshine! Sunshine, posłuchaj mnie! - Winter popatrzyła na Grace nieobecnym wzrokiem. - Wiem, że jesteś w szoku. Wszyscy jesteśmy, ale weź się w garść! Proszę, zejdź na dół i przyprowadź Cruxa, inaczej Anthony umrze!
- Anthony? - spytała niewyraźnie dziewczyna. Spojrzała teraz na swoje dłonie, które mocno ściskała w pięści. Rozluźniła je i otworzyła, a jej oczom ukazał się sygnet Cruxa. Srebrny, wyglądał jak obrączka, jednak był o wiele szerszy. Z wygrawerowanym napisem w języku, którego dziewczyna nie znała. - Crux... - wymamrotała po cichu. - CRUX!
- Tak, właśnie! - krzyknęła Grace. - pójdziesz po niego?
Katherina kiwnęła
przytakująco głową, po czym wsadziła sygnet do kieszeni swojej
kurtki. Szybko wstała i pognała do drabiny na dolny pokład.
Schodząc usłyszała ciche „pospiesz się”, jednak nie potrafiła
sprecyzować, czyj to był głos...
5.
- To ci nie pomoże. - rzuciła pewnie dziewczyna. Znów była bez brzuszka. - Żyję w twoim umyśle, nie możesz mnie zabić.
- Przekonajmy się. - szepnął spokojnie Crux.
- To ci nie pomoże. - rzuciła pewnie dziewczyna. Znów była bez brzuszka. - Żyję w twoim umyśle, nie możesz mnie zabić.
- Przekonajmy się. - szepnął spokojnie Crux.
Wzmocnił swój uścisk na
szyi dziewczyny. Widział, jak jej twarz zmienia kolor w czerwień, a
później w siny, a oczy powoli zaczynają wychodzić z oczodołów.
- Halucynacja trwa, dopóki na to pozwalam. - znów powtórzył sam do siebie.
- Halucynacja trwa, dopóki na to pozwalam. - znów powtórzył sam do siebie.
Po chwili upuścił
dziewczynę na ziemię. Przez ułamek sekundy ta stała się kimś
innym, kimś, kogo nie znał. „Więc to nie była halucynacja?”
Crux bił się z myślami, jednak zaraz zobaczył, jak jego
narzeczona podnosi się z podłogi i patrzy na niego ze łzami.
- Dlaczego znów nas zabijasz? Dlaczego?
- Nie zabiłem was.. - wymamrotał. - Nigdy bym was nie skrzywdził. - Crux trząsł się. To nie strach jednak był tego powodem.
- Nie było cię, gdy nas mordował... To twoja wina...
- Nie... Nie, to nieprawda...
- Dlaczego nas zostawiłeś? - dziewczynie zaczęły lecieć z oczu krwiste łzy. Jej twarz zmieniła się na mocno poobijaną, z krwawiącym nosem i zabarwionymi na czerwono ustami. Na klatce piersiowej i brzuchu były widoczne kłute rany od noża. - Dlaczego im pozwoliłeś? Dlaczego nas zabiłeś? - Crux zaczął się powoli cofać.
- To nieprawda... To nie ja. Nie zabiłem was. - Strach... nie czuł go od lat... - Zawsze chciałem waszego dobra. Nigdy bym was nie skrzywdził. - Na środku czoła dziewczyny pojawiła się rana postrzałowa.
- Więc czemu znów do nas celujesz?
- CRUX!! - usłyszał z oddali głos Katheriny. - Crux, jesteś tu?
- Dlaczego znów nas zabijasz? Dlaczego?
- Nie zabiłem was.. - wymamrotał. - Nigdy bym was nie skrzywdził. - Crux trząsł się. To nie strach jednak był tego powodem.
- Nie było cię, gdy nas mordował... To twoja wina...
- Nie... Nie, to nieprawda...
- Dlaczego nas zostawiłeś? - dziewczynie zaczęły lecieć z oczu krwiste łzy. Jej twarz zmieniła się na mocno poobijaną, z krwawiącym nosem i zabarwionymi na czerwono ustami. Na klatce piersiowej i brzuchu były widoczne kłute rany od noża. - Dlaczego im pozwoliłeś? Dlaczego nas zabiłeś? - Crux zaczął się powoli cofać.
- To nieprawda... To nie ja. Nie zabiłem was. - Strach... nie czuł go od lat... - Zawsze chciałem waszego dobra. Nigdy bym was nie skrzywdził. - Na środku czoła dziewczyny pojawiła się rana postrzałowa.
- Więc czemu znów do nas celujesz?
- CRUX!! - usłyszał z oddali głos Katheriny. - Crux, jesteś tu?
Nawet nie zauważył kiedy
sięgnął po pistolet, który miał schowany z tyłu. Jednak stał i
mierzył nim prosto przed siebie. Kiedy spojrzał nieco niżej,
zauważył na ziemi leżącą dziewczynę. Nie przypominała już tej
ze zdjęcia... Rozejrzał się dookoła i nigdzie jej nie widział.
Jakby zniknęła na głos Katheriny...
Żołnierz zabezpieczył i
schował pistolet, po czym przykucnął przy dziewczynie.
- CRUX!!!
- Tu jestem! - odkrzyknął żołnierz, odwracając nieprzytomną dziewczynę. Katherina zeskoczyła z drabiny i natychmiast do niego podbiegła.
- Chodź na górę, jesteś nam potrzebny... - Winter zauważyła nieprzytomną dziewczynę. - Kto to jest?
- Sądziłem, że ty mi powiesz...
- CRUX!!!
- Tu jestem! - odkrzyknął żołnierz, odwracając nieprzytomną dziewczynę. Katherina zeskoczyła z drabiny i natychmiast do niego podbiegła.
- Chodź na górę, jesteś nam potrzebny... - Winter zauważyła nieprzytomną dziewczynę. - Kto to jest?
- Sądziłem, że ty mi powiesz...
Dziewczyna na ziemi nie
miała więcej, niż 160 centymetrów wzrostu, a jej brązowe, lekko
kręcone włosy wyścielały podłogę dookoła jej głowy. Crux
zauważył ślady uścisku na jej szyi. Przyłożył swoją rękę
sprawdzając tętno. Ledwo wyczuwalne.
- Nie znam jej. - odparła Katherina. - Może ktoś z góry będzie ją znał.- dziewczyna zamyśliła się na chwilę. - Właśnie! Potrzebują cię na górze! Nie każ mi wyjaśniać, tylko proszę, chodź!
- Nie znam jej. - odparła Katherina. - Może ktoś z góry będzie ją znał.- dziewczyna zamyśliła się na chwilę. - Właśnie! Potrzebują cię na górze! Nie każ mi wyjaśniać, tylko proszę, chodź!
Crux zawahał się przez
chwilę, ale podniósł dziewczynę z ziemi i przerzucił sobie przez
ramię.
- Prawie bym zapomniała! - Katherina wyciągnęła sygnet z kieszeni skórzanej kurtki. - To chyba twoje..
- Prawie bym zapomniała! - Katherina wyciągnęła sygnet z kieszeni skórzanej kurtki. - To chyba twoje..
Crux uśmiechnął się pod
nosem i wyciągnął do niej prawą rękę. Winter założyła mu
sygnet na najmniejszy palec, po czym pobiegli do drabiny i wdrapali
się na górny pokład...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz