środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział drugi... #2


Kolejne fragmenty drugiego rozdziału (: Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, na weekend pojawią się wyczekiwany początek trzeciego rozdziału, więc bądźcie cierpliwi ;) 
Co was czeka tym razem? Mała wyprawa po wodę...





Roza przewodziła grupie z kanistrami, która została wysłana na poszukiwania źródła wody. Aleksandra poszła razem z nimi, głównie po to, aby pilnować dziewczyny. Atakując Rebekhę z zaskoczenia Roza pokazała, że trzeba na nią uważać.
Dziewczynom towarzyszyły jeszcze cztery osoby: trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Wszyscy pochodzili z górnego pokładu. Alex ich kojarzyła, ale nie wiedziała nawet, jak mają na imię. Posłusznie podążali za Rozą, która bez najmniejszego problemu doprowadziła ich do najbliższego strumienia. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem, bo jedyne przystanki Snowyowl były spowodowane badaniem terenu i obieraniem kierunku dalszej drogi, a nie jej zgubieniem. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, nie kryjąc swojej dumy.
Strumień miał około dziesięciu metrów szerokości, a jego brzegi były wysłane kamieniami różnej wielkości. Zejście, mimo sporej wysokości, było dość łagodne, jednak trzeba było uważać na swoje kroki. Po drugiej stronie strumienia dalej rozciągał się las. Położenie potoku wydawało się bardzo nienaturalne, a woda była tak czysta, że bez problemu widzieli dno.
Chłopcy natychmiast rzucili się na dół, niemalże wskakując do strumienia. Roza i Aleksandra zostały na górze, a trzecia z dziewczyn powoli schodziła po zboczu.
- Jak się w tym połapałaś? - spytała Brown. Roza znów się uśmiechnęła
- Większość z was nie zauważa szczegółów. - rzuciła dziewczyna. - Żeby dobrze tropić, musisz zwracać uwagę na wszystko. Nawet na najmniejszy ruch listka i świeże ślady.
- Gdzie się tego nauczyłaś? - dociekała Alex. Roza zrobiła na niej duże wrażenie.
- Mój ojciec... - Snowyowl oparła się barkiem o drzewo, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nauczył mnie większości o tropieniu i walce. Z kolei dzięki umiejętnościom matki wiem, że to główny wodopój okolicznych zwierząt. - Roza popatrzyła na Brown. - Więc to będą nasze tereny łowieckie.
Alex nie mogła wyjść z podziwu. Cieszyła się, że mają Rozę po swojej stronie, mimo całego zajścia z Rebekhą. Snowyowl wyciągnęła rękę, wskazując drugi brzeg. Brown przypatrzyła się uważniej punktowi, który wskazywała Roza i zauważyła zwierzę, które wyglądało jak królik domowy. Było jednak o wiele większe, miało ponad pół metra wysokości. Alex oniemiała ze zdumienia.
Dziewczyna, która schodziła do strumienia w końcu do niego dotarła i praktycznie od razu została oblana, po czym jeden z chłopaków wciągnął ją za rękę do wody. Bawili się po raz pierwszy od dawna, z daleka wyglądając jak małe dzieci. Jeden z chłopaków w ramach zabawy udawał, że się topi, sprawdzając dno. Głębokość strumienia zwiększała się, a na środku musiała wynosić około 5 metrów. Roza po chwili gwizdnęła dość dosadnie, doprowadzając ich do porządku.
- Koniec tej zabawy! Napełnijcie kanistry. - krzyknęła Snowyowl, a oni niechętnie wykonali polecenie. Alex dalej patrzyła na zwierzę, które było po drugiej stronie strumienia.
Nagle jednak królik podniósł głowę i uszy, nasłuchując. Po chwili uciekł w las. To wzbudziło niepokój dziewczyny, która niepewnie zwróciła swój wzrok na Rozę. Ta jednak nic nie zauważyła, bo była skupiona na członkach grupy w strumieniu.
- Roza... Coś jest nie tak. - powiedziała niepewnie Alex.
- Hm, co? - Snowyowl popatrzyła na nią. - Co mówiłaś?
- Ten zwierzak po drugiej stronie. - dziewczyna wskazała palcem miejsce, gdzie go ostatni raz widziała. - Czegoś nasłuchiwał, a potem... Nagle uciekł, jakby go coś goniło.
Roza przyjrzała się dokładnie, jednak nie zauważyła niczego niepokojącego. Nagle jeden z chłopaków zaczął się topić. A raczej wyglądało to, jakby coś go wciągnęło pod wodę.
- Mark, nie wygłupiaj się. - rzuciła dziewczyna w wodzie.
- Właśnie! To było zabawne za pierwszym razem, ale teraz się nie damy nabrać! - krzyknął jeden z chłopaków.
Jednak Mark nie wypływał, a ludzie zaczęli się martwić, powtarzając żeby wyszedł... Roza zaczęła lustrować taflę wody i zauważyła jej ruch. Nienaturalny ruch. „Coś tam jest", pomyślała.
- Uciekajcie! - wrzasnęła. - wychodźcie z wody!
Wystraszeni co niemiara, pognali w stronę brzegu. Docierając do niego, złapali kanistry i zaczęli biec w górę do Rozy i Alex. W połowie drogi się zatrzymali. Ze strumienia wynurzył się Mark...
- Ej stary, nic ci nie jest? - spytał jeden z chłopaków.
Mark nie odpowiadał. Zauważyli że raczej wisi, jakby nie stał samodzielnie, a był podniesiony. Byli przerażeni. Roza i Alex czekały na górze, gotowe do ataku. Nagle z ust Marka zaczęła lecieć krew. Po chwili również z szyi, ukazując drugi „uśmiech” wykonany nożem. Dziewczyna krzyknęła ze strachu, a Roza i Alex popatrzyły po sobie ze zdziwieniem i przerażeniem w oczach.
Dziewczyna ucichła. Szybkie spojrzenie na nią wyjawiło powód - strzała. Trafiła ją prosto w serce.
- BIEGIEM! - wrzasnęła Roza, spoglądając raz jeszcze na Marka. Jego głowa zsunęła się z szyi, ukazując jego oprawcę.
Mężczyzna ubrany był w postrzępione czarne spodnie, kamizelkę, wojskowe buty i szarą koszulkę. Miał średniej długości włosy, na twarzy czarne barwy wojenne i paskudny uśmiech. Wyraźnie patrzył na Rozę.
Kolejna strzała. Tym razem trafiła jednego z chłopaków w łydkę. Poszkodowany ryknął z bólu. Drugi nastolatek zaczął uciekać do Rozy i Alex. Gdy tylko dotarł na górę, ranny chłopak umilkł. Ostatni rzut oka ukazał mężczyznę który go dobił, wbijając ostrze miecza w jego plecy. W tym momencie kolejna strzała nadleciała w ich stronę i trafia drugiego chłopaka prosto w oko. Impet był tak duży, że przybił biedaka do drzewa, które stało za nim.
Roza i Alex zaczęły gnać przed siebie, ile sił w nogach. Wciąż jednak czuły na sobie wzrok mężczyzny, który zabił ich dwóch kolegów. Nagle Alex upadła na ziemię. Strzałą trafiła ją w ramię, a ich przeciwnik był coraz bliżej. Rana dziewczyny zaczęła mocno krwawić.
- Uciekaj, Roza... - szepnęła Alex. - Potrzebują cię. Uciekaj do nich.
- Nie gadaj tyle, tylko wstawaj! - warknęła Snowyowl.
- ZOSTAW MNIE! - wrzasnęła na nią Brown, jednak Roza nie chciała dać za wygraną.
Podniosła koleżankę i zarzuciła jej zdrową ręką na swoją szyję. Uciekały za wolno, mężczyzna zmniejszał dystans z zatrważającą prędkością. Jego szybkość była po prostu niesamowita. Wyskoczył do góry żeby je zaatakować...
Natychmiast jednak wylądował na ziemi powalony przez inną postać. Dziewczyny zatrzymały się na chwilę i spostrzegły ich wybawicielkę - wysoką brunetkę z długimi prostymi włosami, ubraną w biały obcisły kombinezon, białe buty z długimi cholewami i szarą chustę na twarzy. Kobieta odwróciła się i spojrzała na dziewczyny swoimi zielonymi oczami.
- Uciekajcie. Natychmiast! - krzyknęła wyciągając miecz z pochwy przy pasku. Znów odwróciła się do nich plecami, patrząc i czekając aż mężczyzna, którego przed chwilą powaliła, się podniesie.
- Dziękuję... - wyszeptała Alex.
- JUŻ! - warknęła kobieta w bieli.
Dziewczyny biegiem ruszyły przed siebie, do swoich. Nie wiedziały, kim była kobieta, która je uratowała, jednak zawdzięczały jej swoje życie... Po tym spotkaniu uświadomiły sobie dwie rzeczy. Na Ziemi na pewno nie są sami... I bezpieczni.

7.

Crux i Katherina wyłonili się spod dolnego pokładu. Żołnierz delikatnie położył na ziemi dziewczynę, którą wyniósł z magazynu. Żyła. Była nieprzytomna, ale żyła.
Winter podbiegła do wyjścia ze statku. Sierżant zwrócił wzrok w jej stronę, zauważając na rampie Endera i Jamesa, którzy ostatkami sił trzymali nieprzytomnego Anthony'ego. Żołnierz ruszył w ich stronę wolnym krokiem.
- Więc z tym macie problem? - spytał ironicznie Crux. - Jesteście gorsi, niż myślałem.
Shannon chciał mu coś odpowiedzieć, ale ciężar Anthony'ego mu na to nie pozwalał. Razem z Crouchem byli wykończeni. Wiedzieli, że to kwestia sekund, nim ugną się pod wielkim Grayem.
Katherina popatrzyła na Cruxa srogim wzrokiem, a ten pokręcił głową z niechęcią.
- Dajcie go, dzieci. - rzucił bezuczuciowo żołnierz, łapiąc lewą rękę Anthony'ego i uwalniając Jamesa, który natychmiast padł na ziemię ze zmęczenia.
- Uważaj na jego pra... - Remy nie zdołała dokończyć. Crux zarzucił sobie chłopaka na plecy chwytem strażackim. Ender ostatkami sił utrzymywał się jeszcze na nogach.
Vermillian szybko podbiegła do żołnierza i wskazała mu miejsce, w którym miał położyć Anthony'ego. Druga koja położona na prawo od wejścia na statek. Była wystarczająco duża, by go pomieścić, mimo jego gabarytów. Crux położył go z nieco mniejszą delikatnością, niż dziewczynę z magazynu. Remy zmierzyła sierżanta wzrokiem, jednak on nie zwrócił na to uwagi. Po raz drugi zniknął w ciemnościach magazynu.
Grace natychmiast podbiegła i usiadła obok Anthony'ego, a Vermilian zaczęła sprawdzać jego stan.
- Jest stabilny. - stwierdziła po wstępnych oględzinach. - Przeżyje.
Collin się uśmiechnęła, Remy również.
- Jak bardzo z nim źle? - spytała Grace, mimo uśmiechu.
- Na pewno złamana ręka i żebra. - powiedziała Vermillian ciężko wypuszczając powietrze z płuc. - Myślałam, że będzie gorzej, ale jego serce wróciło do normalnego rytmu. Na złamania pomogę dopiero jak się ocknie, do tego czasu niech odpoczywa.
Grace kiwnęła przytakująco głową. Remy uśmiechnęła się przelotnie i złapała dziewczynę za ramię, delikatnie ściskając na znak wsparcia. Collin uśmiechnęła się i przytrzymała jej dłoń.
Nad dziewczyną z magazynu znalazł się Ender z Katheriną. Chłopak przykucnął obok i sprawdzał po kolei jej oddech i tętno.
- Żyje. - powiedział bez namysłu. - Ale... Kto to jest? - Katherina wzruszyła ramionami.
- Leżała w magazynie, gdy poszłam po Cruxa. - odparła dziewczyna. - On też nie wie, kim ona jest. Myślałam, że może wy ją rozpoznacie. - Ender pokręcił przecząco głową.
- Ja ją znam. - rzucił James. - Audrey Bell. Przenieśmy ją na jedną z koi.
Ender złapał dziewczynę pod pachy, a James za nogi. Byli wykończeni, ale ona była równie lekka co szczupła i chłopcy poradzili sobie bez najmniejszego problemu. Położyli ją na koi najbliżej zejścia do magazynu, która była trzecią na lewo od wejścia na statek. Ender miał teraz lepsze światło, zaczął ją badać dokładniej, sprawdzając dlaczego może być nieprzytomna.
- Więc kim ona jest? - spytała w końcu Katherina. - Kim jest Audrey Bell?
- Pochodzi z zamożnej rodziny. Jej matka zasiadała kiedyś w radzie, a ojciec był osobistym doradcą poprzedniego Kanclerza. - zaczął wyjaśniać James - Zrezygnowali, gdy urodziła im się córka. Ta sama, która leży tu przed wami.
Dziewczyna nie wyglądała na taką, jak ją opisał James. Głównie przez mnóstwo kolczyków w uszach. Na Arce jest dopuszczalna biżuteria, łącznie z przekłuwaniem uszu, ale taka ilość... Na to nikt by się nie zgodził.
- Wiesz już czemu jest w takim stanie? - spytał się Shannon.
- Yhym. - mruknął twierdząco Crouch. - Była duszona. Na szyi jest widoczny ślad od uścisku. Gdzie ją znaleźliście?
- W magazynie. - odpowiedziała Katherina. - Leżała tam, gdy już zeszłam.
- Był tam ktoś jeszcze oprócz ciebie i Cruxa? - dociekał Ender. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Chłopcy popatrzyli po sobie z niepewną miną. Katherina wciąż patrzyła na Audrey.
- Myślicie że to Crux, prawda? - spytała dosadnie.
- Nikogo innego tam nie było, więc... - Ender urwał w połowie, bo z dolnego pokładu wyszedł Crux. Jedyna dostrzegalna w nim różnica, to wyciągnięta ze spodni czarna bluzka bez rękawów, spod której wyłaniały się jego tatuaże.
Crux popatrzył w ich stronę i zaczął mierzyć się wzrokiem z Jamesem. Ender chciał jakoś ich uspokoić, ale nie zdążył nic zrobić, bo do statku wbiegła Roza z ranną Alex...

8.

Arka.

- Stan Anthony'ego Graya się ustabilizował, sir. - rzucił jeden z asystentów Masters. - Wygląda na to, że przeżyje.
- Dobrze. Bardzo dobrze. - odpowiedziała zamyślona doktor. - Daj mi znać, jeśli coś się zmieni.
Masters usiadła przy biurku, przyglądając się miniaturom wszystkich więźniów. Wyglądało tak, jakby nagle wszystko się uspokoiło...
- Łączność siadła. - Anderson wściekły rzucił słuchawkami w biurko. - Jeśli sami nie spróbują się odezwać, nie będziemy mieli kontaktu. - Amy położyła mu dłoń na ramieniu.
- Nie martw się. - powiedziała Masters. - Próbują przetrwać. W końcu złapią kontakt.
- Może masz rację. Po prostu... - Anderson westchnął ciężko. - Czuje się bezradny. A zależy mi, żeby te dzieciaki przeżyły.
- Przeżyją. - zapewniła go doktor. - I to pewnie kwestia godzin, zanim się odezwą... - Masters urwała, wpatrując się w miniatury. - Daj zbliżenie na Marka Jeffersona.
Na ekranie pojawiło się zdjęcie chłopaka o pociągłej twarzy i czarnych włosach. Praca jego serca nagle przyśpieszyła, po czym całkowicie się zatrzymała, oznaczając jego śmierć. Amy i Denis popatrzyli po sobie wyraźnie zdziwieni. Nim się zorientowali, o co może chodzić, obok chłopaka pojawiła się kolejna miniatura. Dziewczyna o trójkątnej twarzy i krótkich blond włosach, Jordan Moore. Jej funkcje życiowe również ustały.
Amy i Denis zaczęli sprawdzać resztę więźniów, lecz nim przeskanowali trzy nazwiska, do Marka i Jordan dołączył trzeci, a zaraz również czwarty osobnik.
Po wyskoczeniu czwartego nazwiska wszyscy wstali i wyczekiwali kolejnych. Pierwszy raz przypuścili, że to może być choroba popromienna. Amy patrzyła na główny ekran, na pozostałych więźniów, a nazwiska czterech martwych były na nieco mniejszym ekranie obok.
Po dziesięciu minutach nic się nie zmieniło. Stan reszty więźniów pozostał stabilny, a szybka analiza nie wykazała żadnych anomalii. Jednak strach i smutek ich nie opuszczał. Czworo skazańców, dzieci... ich dzieci nie żyło.
- Powiadom Amandę. - rzuciła Masters, ocierając lekko łzy. - Powiedz jej, że mamy czwórkę martwych więźniów.
Anderson kiwnął głową. Amy opierała się o biurko, pogrążona w analizach. Jej asystenci zaczęli badać stan więźniów przed śmiercią... Przez to nikt nie zauważył, że funkcje życiowe Aleksandry Brown powoli zaczęły zanikać...

9.

Roza posadziła Alex przy ścianie zaraz przy wejściu do statku, a sama chodziła od jednego końca drzwi do drugiego. Ciężko oddychały oraz były całe mokre od potu. Wszyscy do nich natychmiast podbiegli. Wszyscy poza Grace, która została przy Anthonym, oraz Cruxem, który spoglądał na Audrey leżącą na koi. Remy zaczęła przyglądać się ranie Alex.
- Co wam się stało? - spytał natychmiast James. - Gdzie pozostali?
- Nie żyją. - odpowiedziała Roza, ciężko oddychając. - Zostaliśmy zaatakowani przy strumieniu kilka kilometrów stąd.
- Zaatakowani? - zdziwiła się Katherina. - Przez kogo?
- Przez kogo? - powtórzyła po niej Snowyowl. - Przez, kurwa, leśne elfy! Skąd mam wiedzieć przez kogo?! - warknęła dziewczyna.
- Roza, uspokój się! - wrzasnęła na nią Alex, cicho jęcząc z bólu. - Wydaje mi się, że przez Ziemian... - Oczy wszystkich wyraźnie ukazały ich zdziwienie i strach. - Nie jesteśmy tu sami.
- Oczywiście, że nie. - wtrącił Crux, podchodząc do nich powoli. - Myśleliście, że nikt nie przeżyje? Nie mówcie, że jesteście aż tak ograniczeni. - James znów posłał mu wrogie spojrzenie. Żołnierz to zignorował. - Zaprowadź mnie w to miejsce.
- Chyba za mocno dostałeś po głowie w tej walce. - Roza pokręciła głową z wyraźnym strachem w oczach. - Nie zamierzam tam wracać.
- Chyba potrzebujecie wody, prawda? - wzruszył ramionami Crux. - Przecież pójdę z tobą w ramach wsparcia.
- Była nas szóstka, a wróciła dwójka. W dodatku ledwo żywa. - Roza znów pokręciła głową. - Nie ma mowy.
- Dobrze, więc wskaż mi kierunek. - rzucił Crux.
Ich kłótnię przerwał krzyk bólu Alex. Remy ją opatrywała, jednak musiała usunąć strzałę, której początek grotu wystawał przez ramię. Vermillian musiała przepchnąć ją do przodu, bo pociągnięcie do tyłu wyrządziłoby jeszcze większe szkody.
- Bez wody nie oczyszczę dobrze tej rany... - wtrąciła Remy. Roza walczyła z myślami.
- Zgoda! - krzyknęła. - Ale jeśli zginę, będę cię dręczyć do końca twoich dni!
Crux uśmiechnął się pod nosem i ruszył do wyjścia, przeciskając się przez grupę. Katherina wybiegła za nim. Roza przykucnęła obok Alex.
- Nie idź tam. - szepnęła Brown. - Nie z nim...
- Sytuacja jest zbyt kiepska, żeby wybrzydzać, kochanie. - mruknęła Roza. Alex złapała ją za rękę, była roztrzęsiona.
- Uważaj na siebie. - powiedziała ledwo słyszalnym głosem Alex. Snowyowl tylko przytakująco kiwnęła głową, po czym wstała i skierowała się do wyjścia.
- Pójdę z wami! - krzyknęła Grace.
- Będziesz nam kulą u nogi. - rzuciła Roza, przewracając oczami.
- Wątpię. - przerwała jej Remy. - Dziewczyna zna się na botanice. Jeśli zbierze zioła, może będziemy mogli zrobić lekarstwa które pomogą Anthony'emu.
- Dobra. - warknęła Roza. - Ale masz się nie ociągać. Nie mam zamiaru spędzić tam więcej czasu, niż to koniecznie.
Grace kiwnęła głową, po czym powoli skierowała się w stronę wyjścia...

Katherina stała na zewnątrz, rozmawiając z Cruxem. Mężczyzna wyraźnie się z nią nie zgadzał, chociaż obserwujący ich Ender i James nie wiedzieli o czym rozmawiali. Chłopcy stali na rampie zaraz za drzwiami do statku, starając się patrzeć jak najdyskretniej.
- Dziewczyna nie ma pojęcia, kim on jest. - rzucił Ender.
- A ty wiesz? - spytał go James.
- Zabójcą. Zawsze takiego poznam. - Crouch odwrócił głowę i popatrzył na Audrey, po czym znów skierował wzrok na „parę” na zewnątrz. - Prawie zabił Anthony'ego, a później próbował wykończyć tę dziewczynę. Niewystarczający dowód?
- Chcesz ją po prostu przelecieć i masz głupie domysły. - odpowiedział mu Shannon. - Ja przynajmniej wiem, kim on jest.
- Nie wiem skąd ten pomysł. - odparł Ender. - I skąd niby TY go znasz?
- W bazie danych Arki jest wiele ciekawych informacji. - James zmarszczył brwi widząc, jak dziewczyna całuje żołnierza w policzek. - I chyba czas wam niektóre zdradzić.

10.

Arka – 9 dni przed wylotem.

Crux wyszedł spod prysznica po kolejnej serii ćwiczeń i badań, owinął się ręcznikiem wokół bioder, po czym podszedł do swojej szafki służbowej. Wyciągnął standardowe bojówki w szarym kamuflażu i czarną bluzkę bez rękawów.
Do szatni wszedł jeden z adeptów Ochrony Arki. Mężczyzna średniego wzrostu, gładko ogolony o krótkich czarnych włosach.
- Witam sierżanta, miałem to panu przekazać. Wiadomość od kapitana Shannona. - wyrzucił z siebie oficjalnym tonem adept. Crux siedział na ławce i wiązał but.
- Jestem zajęty. Czytaj na głos. - odpowiedział żołnierz. Adept się speszył, jednak stanął na baczność i wyciągnął do sierżanta rękę z kartką.
- Nie mam prawa czytać rozkazów z góry, sir. - rzucił znów oficjalnym tonem - Przykro mi, ale nie mogę wykonać tego polecenia... Sir.
Crux zawiązał drugi but, po czym popatrzył na adepta z przymrużonymi oczyma. Wyrwał mu kartkę i zmierzył go wzrokiem.
- Jesteś prawdziwym wrzodem na dupie. - rzucił sierżant, patrząc na tekst na kartce. - Jak za ciasne gacie.
- Nie rozumiem, w czym jest problem sir. - szybko odpowiedział adept w dalszym ciągu stojąc na baczność. Crux przeanalizował tekst kartki, po czym popatrzył na adepta z uśmiechem.
- Jak się nazywasz?
- Mendez, sir. Alex Mendez.
- Zatem mendo...
- Mendez.
- Milcz. - skarcił go Crux. - Zostałeś wybrany do pomocy w wykonaniu wyroku śmierci na Thomasie Winterze. - sierżant zgniótł kartkę, cisnął ją do szafki i zamknął jej drzwiczki z hukiem. - Gratuluje szybkiego awansu, Mendo. - Crux stanął przed adeptem, patrząc mu prosto w oczy i czytając w nim ogromny strach.
- M...Mendez, sir. - wyszeptał przez zaciśnięte zęby adept.
- Gówno mnie to obchodzi. - odparł Crux wychodząc z szatni.

3 komentarze:

  1. Nie wiem na podstawie czego piszesz to fanfiction, ale wiem jedno. Cholernie mi się to podoba.
    Akcja jest cudowna, bohaterowie tajemniczy, a cała fabuła doskonale zarysowana.
    Crux mnie intryguje. Zresztą, nie tylko on. Alex, Roza, Shannon. Każda z twoich postaci.
    Jestem tez mile zaskoczona stylistyką i interpunkcją w tym tekście. Jest tu naprawdę kawal dobrej roboty.
    Jedyne co mnie denerwuje, to to, że nie wiem o czym czytam. Nie mam pojęcia do czego mam porównywać opisywaną akcję. :)Ale to juz moje sprawa. I wypytam wszystkie osoby na koloniach. Moze one opowiedzą mi o The 100 :) Obejrzałbym to sobię, ale niestety nie mam do tego warunków:/
    Pisz dalej !:)
    Dużo weny i czasu
    SIilence (coś. Ostatnio czesto zmieniam nazwy ^_*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę na podstawie serialu, a serial jest na podstawie książki, tak w skrócie ;) Osobiście chciałem stworzyć coś nowego, a nie zwykłe Fan Fiction z użyciem oryginalnych postaci. Dlatego zaczerpnąłem tak naprawdę tylko główny wątek fabularny, a żeby było jeszcze ciekawiej, postacie zostały wymyślone przez fanów. A przynajmniej znaczna ich większość :D
      W dziale "Historia" i "Bohaterowie" znajdziesz kilka wyjaśnień ;)
      Co do stylistyki i interpunkcji, jak mówiłem, zombie było pisane wieki temu i robiłem wszystko sam. The 100 - Our Story jest świeże, wciąż w trakcie pisania i, co najważniejsze, mam korektę. Dzięki której wszystko jest o wiele bardziej przejrzyste i czytelne :D
      Na zakończenie(chociaż może powinienem to dać na wstępie... :D) dziękuję, za miłe słowa :) to naprawdę jest motywujące do dalszego pisania (:

      Pozdrawiam(wciąż z tą samą nazwą), Cornet ;)

      Usuń