Tak jak wspominałem, finał rozdziału. Wrzucam wcześniej i uzupełniam kartę z bohaterami o tych, których mogę :)
Do końca tygodnia zapoznacie się z początkiem trzeciego rozdziału, a w przeciągu najbliższych dni, z drugim ;)
Ale nie zanudzam was dłużej ;)
Kiedy Katherina i
Crux schodzili na ziemię, okazało się, że dolny pokład wbił się
w nią na głębokość ponad dwóch metrów, natomiast wysokość od
drzwi do poziomu gruntu wynosiła około półtora metra. Drzwi
otwierały się z góry na dół, niczym most zwodzony w
średniowiecznym zamku. Zejście nie było strome, ale bardzo
szerokie. Schodzili pewnie, ale powoli, wciąż trzymając się za
ręce.
Ich oczom ukazał
się przepiękny las z wariacjami drzew liściastych i iglastych.
Niejednokrotnie na jednym drzewie były zarówno liście, jak i igły.
Słońce dopiero wschodziło, sugerując ranek, więc ptaki budziły
się do życia i zaczynały poranną pieśń.
- Jak tu pięknie... - szepnęła Katherina, gdy tylko zeszli na ziemię.
- Jest nawet piękniej niż pamiętam. - odpowiedział jej Crux, rozglądając się dookoła. Za statkiem również rozprzestrzeniał się las, więc doszli do wniosku, że wylądowali gdzieś pośrodku … niczego. Na pewno nie było to Mount Weather, jednak w chwili obecnej nie miało to znaczenia.
- WRÓCILIŚMY DO DOMU! - krzyknęła Winter, co spowodowało natychmiastowy wybieg wszystkich więźniów, cieszących się świeżym powietrzem, widokiem słońca i całej reszty po raz pierwszy. Crux i Katherina stali naprzeciwko siebie. Dziewczyna popatrzyła w górę na korony drzew zachwycając się każdym małym szczegółem.
- Masz rację Słońce. - zwrócił się do niej sierżant. Zagarniając kosmyk jej kruczoczarnych włosów za ucho. - Wróciliśmy...
- Jak tu pięknie... - szepnęła Katherina, gdy tylko zeszli na ziemię.
- Jest nawet piękniej niż pamiętam. - odpowiedział jej Crux, rozglądając się dookoła. Za statkiem również rozprzestrzeniał się las, więc doszli do wniosku, że wylądowali gdzieś pośrodku … niczego. Na pewno nie było to Mount Weather, jednak w chwili obecnej nie miało to znaczenia.
- WRÓCILIŚMY DO DOMU! - krzyknęła Winter, co spowodowało natychmiastowy wybieg wszystkich więźniów, cieszących się świeżym powietrzem, widokiem słońca i całej reszty po raz pierwszy. Crux i Katherina stali naprzeciwko siebie. Dziewczyna popatrzyła w górę na korony drzew zachwycając się każdym małym szczegółem.
- Masz rację Słońce. - zwrócił się do niej sierżant. Zagarniając kosmyk jej kruczoczarnych włosów za ucho. - Wróciliśmy...
Katherina spojrzała mu w oczy, po raz
kolejny się do siebie uśmiechnęli, jednak tym razem z głębszym
uczuciem, zaczęli powoli zbliżać do siebie swoje usta i zamykać
oczy...
Crux został
odepchnięty z dużą siłą na bok, przelatując kilka metrów, a
następne przeturlał się po ziemi pod wpływem impetu. Jednak udało
mu się w pewnym momencie zrobić przewrót i przyklęknąć na jedno
kolano z jednoczesnym wyciągnięciem swojego pistoletu w stronę, z
której został zaatakowany.
Katherina stała
kompletnie oszołomiona i trzęsła się ze strachu.
- Miało być po wyjściu i bez sprzętu. - rzucił do sierżanta Anthony z paskudnym uśmiechem. - Więc czekam. - Żołnierz uśmiechnął się cynicznie.
- ANTHONY, CO DO DIABŁA?! - Rzuciła po wyjściu ze statku Grace. - Mogłeś ich zabić! Postradałeś zmysły?!
- Jej nawet nie drasnąłem, chodziło mi tylko o to ścierwo! - warknął Gray, wskazując palcem na Cruxa.
- Nie będzie żadn...
- Przestań. - przerwał jej Crouch. - Nie powstrzymasz tego. Tu chodzi o honor, który Anthony utracił. A to dla mężczyzny najważniejsze.
- Nie zgadzam się! - krzyknęła z rozpaczą Grace.
- On ma rację. - rzuciła Roza. - Dla pradawnych plemion honor był najważniejszy. Pozwól mu.
- Ale...
- Nic mi nie będzie, Grace. - Uspokajał ją Anthony. - To nie potrwa dłużej jak pięć minut.
- Miało być po wyjściu i bez sprzętu. - rzucił do sierżanta Anthony z paskudnym uśmiechem. - Więc czekam. - Żołnierz uśmiechnął się cynicznie.
- ANTHONY, CO DO DIABŁA?! - Rzuciła po wyjściu ze statku Grace. - Mogłeś ich zabić! Postradałeś zmysły?!
- Jej nawet nie drasnąłem, chodziło mi tylko o to ścierwo! - warknął Gray, wskazując palcem na Cruxa.
- Nie będzie żadn...
- Przestań. - przerwał jej Crouch. - Nie powstrzymasz tego. Tu chodzi o honor, który Anthony utracił. A to dla mężczyzny najważniejsze.
- Nie zgadzam się! - krzyknęła z rozpaczą Grace.
- On ma rację. - rzuciła Roza. - Dla pradawnych plemion honor był najważniejszy. Pozwól mu.
- Ale...
- Nic mi nie będzie, Grace. - Uspokajał ją Anthony. - To nie potrwa dłużej jak pięć minut.
Grace nic nie
odpowiedziała. Po prostu odwróciła się i poszła w stronę
statku, siadając na rampie wyjściowej.
- Pewne zasady, żeby było honorowo. - powiedział Ender. - Czysta walka na pięści, bez sprzętu, bez koszulek. Plac walki przed wejściem do statku. Jasne?
- Pewne zasady, żeby było honorowo. - powiedział Ender. - Czysta walka na pięści, bez sprzętu, bez koszulek. Plac walki przed wejściem do statku. Jasne?
Panowie zgodnie
pokiwali głowami. Anthony skierował się przed statek, Crux
podszedł do Winter i przytulił ją do siebie.
- Wszystko w porządku? - dziewczyna pokiwała przytakująco głową. Szok powoli z niej odchodził – Posłuchaj, przetrzymasz moją broń. Jesteś jedyną osobą, której tu ufam, rozumiesz? - Katherina znów pokiwała głową. - Nie próbuj z nią nic robić, to nie zabawka. I nie dawaj jej nikomu, rozumiesz?
- T..Tak. - odparła dziewczyna, po czym skierowała się na rampę i usiadła obok Grace, dalej lekko się trzęsąc.
- Wszystko w porządku? - dziewczyna pokiwała przytakująco głową. Szok powoli z niej odchodził – Posłuchaj, przetrzymasz moją broń. Jesteś jedyną osobą, której tu ufam, rozumiesz? - Katherina znów pokiwała głową. - Nie próbuj z nią nic robić, to nie zabawka. I nie dawaj jej nikomu, rozumiesz?
- T..Tak. - odparła dziewczyna, po czym skierowała się na rampę i usiadła obok Grace, dalej lekko się trzęsąc.
Pusty plac przed
statkiem był ogromny. Gdzieniegdzie rosły pojedyncze, a w dalszej
odległości leżały połamane, najwyraźniej w wyniku lądowania,
drzewa.
Anthony zrzucił
z siebie swoją zieloną kurtkę i białą koszulkę. Oczom widzów
zebranych głównie przy statku i w jego okolicy ukazało się
wielkie, umięśnione, ale nie wyrzeźbione ciało Graya.
Crux rozpiął
swoją kamizelkę taktyczną i delikatnie położył ją obok
Katheriny i Grace, po czym zdjął swoją bluzkę z długim rękawem.
Była kremowego koloru, bardziej jak
ludzka skóra.
„To jedna z
tych nowoczesnych, wstrząsoodpornych!” - krzyknęła w myślach
Grace - „Nawet nie zauważyłam, że ją ma na sobie przez ten cały
czas... Czyżby był aż tak honorowy?...”
Kiedy Crux zdjął
swoją bluzkę oczom widowni ukazały się wręcz idealnie zarysowane
mięśnie. Jego włosy były inne niż było to widać na początku,
barwy ciemnego blondu i sięgające nieco
poniżej ramion. Na jego ciele było jeszcze coś... Coś, co było
rzadko, a nawet w ogóle niespotykane u strażników - tatuaże i
blizny.
Na prawej ręce
trzy smoki, zielony, czerwony i szaroniebieski. Zielony zaczynał się
na zewnętrznej stronie nadgarstka, czerwony na wewnętrznej i
owijały całą rękę, kończąc się w okolicy dołu
pachowego, delikatnie wchodząc na bok ciała.
Trzeci, szaroniebieski zaczynał się nad łokciem i oplatał tylko
ramię, kończąc się na nim. Na całych plecach szaroczarna ludzka
czaszka z zakręconymi baranimi rogami i opuszczoną żuchwą z kłami
bestii. Na zewnętrznej stronie lewego przedramienia od nadgarstka po
łokieć skrzydło Walkirii.
W kilku miejscach
na klatce piersiowej i między żebrami miał widoczne blizny, jedne
wyglądające jak okręgi o średnicy od centymetra do nawet pięciu
a drugie jak nakłucia od igieł.
Przed zejściem
na plac, gdzie czekał na niego Anthony, z najmniejszego palca u
prawej ręki ściągnął swój sygnet, który przekazał Katherinie,
po tym zszedł na dół poprawiając swoje włosy.
- Czy tatuaże są legalne na Arce? Z tego co wiem, zakazano ich jakiś czas temu... - szepnęła Grace.
- To prawda, ale jego wyglądają na zrobione dużo wcześniej. - odpowiedziała jej Winter.
- Czy tatuaże są legalne na Arce? Z tego co wiem, zakazano ich jakiś czas temu... - szepnęła Grace.
- To prawda, ale jego wyglądają na zrobione dużo wcześniej. - odpowiedziała jej Winter.
Panowie stali
naprzeciwko siebie, Anthony wyraźnie pewny siebie, a Crux strzelił
po kolei palcami u rąk oraz chyba wszystkimi możliwymi kręgami
kręgosłupa.
- Gotowi? - spytał Ender. Panowie kiwnęli potakująco głowami. - Bez sprzętu i broni. Tylko gołe pięści. Zaczynajcie.
- Gotowi? - spytał Ender. Panowie kiwnęli potakująco głowami. - Bez sprzętu i broni. Tylko gołe pięści. Zaczynajcie.
Anthony i Crux
zaczęli zataczać koła, obaj trzymali gardę, nikt nie chciał
zaatakować pierwszy... różnica gabarytów była ogromna. Anthony
był wyższy o głowę i cięższy o przynajmniej czterdzieści
kilogramów. Był też więźniem, więc wybór tłumu był oczywisty
i wszyscy zaczęli skandować jego imię.
Sierżant
zauważył ruch wysoko w koronach drzew, nie był pewny, czy to nie
przewidzenie, ale wyglądało na ludzką postać... Anthony jednak
wykorzystał ten moment nieuwagi żołnierza. Podbiegł do niego i
zaatakował pod prawe żebra, prosto w wątrobę. Crux upadł na
kolano, a Gray wyprowadził kopniaka z półobrotu, co spowodowało
zwalenie się jego przeciwnika na ziemię.
Znów do niego
doskoczył, odwrócił na plecy, usiadł mu na brzuch i zaczął
okładać pięściami po twarzy. Żołnierz szybko wyciągnął ręce
i odbijał uderzenia, jednak nie wszystkie. Po kolejnym przełamaniu
obrony, Anthony zwiększył częstotliwość uderzeń, dodatkowo
wyprowadzając ciosy na żebra.
Tłum oszalał.
Tylko Katherina z Grace siedziały z obawą, że coś się może
stać.. A na pewno się stanie, w końcu przegrany musi umrzeć...
Tłum swojego zwycięzcę wybrał już bez walki.
Kolejne uderzenie
w twarz, po którym Crux splunął krwią. Anthony wstał z
niego i napawał się skandującym jego imię tłumem. Nie zauważył
nawet kiedy jego przeciwnik się podniósł i stał
jak nowo narodzony bez żadnego zadrapania. Tłum chwilowo zamarł, a
Crux roześmiał się histerycznie, Anthony odwrócił się do niego
i zmierzył pełnym agresji i wściekłości wzrokiem.
- To wszystko, co masz? - spytał cynicznie i nonszalancko Crux, po czym znów zaniósł się śmiechem.
- To wszystko, co masz? - spytał cynicznie i nonszalancko Crux, po czym znów zaniósł się śmiechem.
Anthony znów
ruszył do ataku, kolejne ciosy pięściami, które tym razem nie
sprawiały sierżantowi żadnego problemu. Odbił trzy pod rząd,
przed czwartym się uchylił i wyprowadził atak lewą pięścią
prosto w brzuch, który mocno zaskoczył Anthony'ego i prawie
spowodował zwrot zawartości jego żołądka. Crux natychmiast
przeskoczył za niego i kolejne uderzenie z wyskoku zadał w tył
głowy. Anthony padł jak długi. Tłum zamarł na chwile, lecz zaraz
odżył, widząc podnoszącego się Graya.
- Nie dasz mi rady, ochroniarskie ścierwo! - warknął, spluwając krwią, Anthony.
- Nawet mnie nie znasz, nie wiesz gdzie byłem ani przez co przeszedłem. - odpowiedział mu, ze zrezygnowaniem kręcąc głową, Crux. - Nie jestem jak wy. I JA naprawdę wróciłem do domu, więc...
- Gówno mnie to obchodzi! Zaraz zginiesz! - wykrzyczał Anthony, zaślepiony agresją, znowu rzucając się na żołnierza.
- Nie dasz mi rady, ochroniarskie ścierwo! - warknął, spluwając krwią, Anthony.
- Nawet mnie nie znasz, nie wiesz gdzie byłem ani przez co przeszedłem. - odpowiedział mu, ze zrezygnowaniem kręcąc głową, Crux. - Nie jestem jak wy. I JA naprawdę wróciłem do domu, więc...
- Gówno mnie to obchodzi! Zaraz zginiesz! - wykrzyczał Anthony, zaślepiony agresją, znowu rzucając się na żołnierza.
Gray zamachnął
się, próbując zaatakować Cruxa. Ten nie unikał ataku, a
wyprowadził swój. Ich pięści spotkały się w połowie drogi.
Anthony krzyknął
z bólu, łapiąc się za swoją rękę. Tłum był całkowicie
zdezorientowany, a Grace i Katherina wstały z miejsc. Czas zdawał
się płynąć wolniej.
Sierżant
wyprowadził prawy prosty w splot słoneczny Graya...
Arka.
- Masters!! - krzyknął Anderson. - Popatrz na to! O co tu chodzi?
- Prawie zatrzymana akcja serca.. To nie promieniowanie... - odpowiedziała ze spokojem.
- Więc co?
- On... chyba z kimś walczy... Wezwij panią Kanclerz. - nakazała Masters.
- Tak jest.
- Masters!! - krzyknął Anderson. - Popatrz na to! O co tu chodzi?
- Prawie zatrzymana akcja serca.. To nie promieniowanie... - odpowiedziała ze spokojem.
- Więc co?
- On... chyba z kimś walczy... Wezwij panią Kanclerz. - nakazała Masters.
- Tak jest.
Ziemia.
Anthony miał
problem ze złapaniem oddechu, a Crux wyskoczył do góry i
wyprowadził kopniaka z półobrotu prosto w skroń. Wielki Gray
zwalił się na ziemię, leżąc na plecach ledwo łapał oddech.
Crux doskoczył do niego jednym susem i zaczął okładać po twarzy.
Anthony zaczął dławić się własną krwią, z oczu pociekły mu
łzy, wiedział że umiera...
Strzał. Krzyk.
Tłum znowu nie wiedział co się stało. Na rampie Grace stała z
wymierzonym pistoletem, a z lufy jeszcze unosił się kłębek dymu.
Crux popatrzył na swoje ramię, kula przeszła na wylot... Odwrócił
się w stronę Grace i zaczął do niej iść pewnym i szybkim
krokiem, a ta nie tylko w środku ale i na zewnątrz trzęsła ze
strachu.
Tłum nie zamarł
z powodu strzału Collin, ale tego, co było później. Odległość
od Anthony'ego do Grace nie była dłuższa niż siedem metrów.
Zanim Crux przeszedł ten dystans, jego rana sama się zasklepiła,
nie zostawiając nawet blizny. Wszyscy byli w szoku. Crouch i Roza
byli gotowi stanąć w obronie Grace, gdyby sierżant ją zaatakował,
mimo że sami byli przerażeni jak wszyscy.
Crux podszedł do
dziewczyny, zmierzył ją wzrokiem, potem popatrzył ze smutkiem na
Katherinę, której oczy ze strachu zrobiły się ogromne i… wyrwał
Grace pistolet, zabezpieczył, wsadził w tył spodni i zebrał swoją
kamizelkę. Skierował się w stronę statku, ale zatrzymał przy
wejściu i ostatni raz zmierzył wzrokiem wszystkich, zaczesując
swoje włosy do tyłu. Potem wszedł do
środka statku i skierował się na najniższy pokład.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz